
Dziennikarz Jan Piński opublikował analizę, w której ujawnia mechanizmy przecieków z obozu rządzącego i sztabu Rafała Trzaskowskiego. Z jego relacji wynika, że głównym źródłem informacji dla środowisk powiązanych z PiS jest sama Telewizja Polska.
Piński wyraźnie podkreśla, że choć od zmiany władz w TVP minęło ponad 18 miesięcy, publiczny nadawca wciąż zatrudnia osoby usłużne reżimowi Prawa i Sprawiedliwości. Dziennikarz wśród nich wymienia nie tylko operatorów kamer, montażystów i obsługę techniczną, ale też wydawców, którzy mają bezpośredni wpływ na kształt anteny TVP Info.
Przypomnijmy, że odbicie Telewizji Polskiej z rąk propagandystów PiS było utrzymywane w tajemnicy przez osoby, do których zwrócił się wówczas z propozycją pracy Paweł Moskalewicz – obecny szef TVP Info. Na kilka godzin przed przejęciem telewizji w jednym z warszawskich teatrów na śródmieściu odbyło się spotkanie zespołu odpowiedzialnego za produkcję i przygotowanie pierwszego wydania programu i9:30.
Na miejscu obecni byli dziennikarze, którzy zdecydowali się na przejście do TVP z innych redakcji. Brak obecności na spotkaniu partyjno-medialnych funkcjonariuszy wytworzył złudną, jak okazało się po dwóch dniach, nadzieję na to, że pozbycie się propagandystów z grafiku w TVP Info, to kwestia dni, maksymalnie tygodni.
Już na kolejnym organizacyjnym spotkaniu w gmachu Telewizji Polskiej zjawiły się osoby odpowiedzialne za sączenie dezinformacji w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy. Odczuwalna na sali konsternacja udzieliła się kilku nowozatrudnionym osobom, które często były ofiarami czystek Jacka Kurskiego. Wówczas padły w pełni uzasadnione pytania o los tych, którzy sprzeniewierzyli się dziennikarskiej niezależności.
To wtedy z ust Grzegorza Sajóra zamiast krótkiej i spodziewanej odpowiedzi "nie ma u nas już miejsca dla propagandystów" padła zupełnie nieoczekiwana deklaracja "dania drugiej szansy" tym, którzy nie stali na pierwszej linii frontu armii kłamców Kurskiego. Oznaczało to, że zarówno wydawcy, jak i montażyści, idąc przez ekipę pracowników technicznych i kończąc na tzw. "setkowiczach", czyli reporterach odpowiedzialnych za nagrywanie krótkich wypowiedzi polityków, mogą czuć się nie tylko pewnie, ale co gorsze spokojnie.
Na łamach checkpress.pl wielokrotnie opisywaliśmy, co działo się tuż po zmianie kadry kierowniczej w TVP Info. Podczas słynnego spotkania tuż pod magazynem rekwizytów w starym budynku "D" należącym do TVP obecni byli znani z powielania partyjnej propagandy PiS pracownicy stacji. Wśród nich Ewa Bugała (dziś prowadząca program w TV Republika – red.), a także niemal wszyscy wydawcy, który odpowiadali m.in. za program Miłosza Kłeczka.
– Źródłem wiedzy PiS o ruchach sztabu Trzaskowskiego i rządu Donalda Tuska jest TVP. Tak, TVP – pisze Piński.
Według jego ustaleń, dyrektor merytoryczny Telewizji Polskiej, Tomasz Sygut, otrzymuje informacje o planowanych działaniach rządu i sztabu opozycji, po czym przekazuje je dalej do „zaufanych” pracowników – konkretnego wydawcy i reportera. Problem w tym, że system ten, choć z pozoru kontrolowany, nie działa tak szczelnie, jak mogłoby się wydawać.
Piński wskazuje, że wiele osób z zespołu technicznego TVP – operatorów, montażystów – nadal pracuje na „dwa etaty”, często równocześnie współpracując z innymi stacjami, w tym z TV Republika czy Polsatem. „A ponieważ TVP płaci technice jak płaci, a jej lojalność jest mierzona w przelewach… to nic dziwnego, że wola przekazać swoją wiedzę lepszemu płatnikowi i starym towarzyszom” – podkreśla autor analizy.
Jeszcze bardziej niepokojące – według Pińskiego – są standardy (a właściwie ich brak), jeśli chodzi o bezpieczeństwo informacji.
– Nie istnieje coś takiego jak rozmowa na offie. Nie istnieje coś takiego, jak kamera bez włączonego zapisu – ostrzega. Jak dodaje, wystarczy chwila nieuwagi, by przypadkowe wypowiedzi polityków – nawet te rzucane półżartem – trafiły do niepożądanych odbiorców i zostały wykorzystane przeciwko nim.
„Chłop chlapiący o ‘lesbach z Lewicy’, czy liberał obrabiający tyłek kolegom z KO może być pewien, że jego wesoła anegdota doczeka się szerokiego audytorium” – ostrzega Piński, zaznaczając, że kopie takich materiałów mogą być błyskawicznie wykonane i przesłane, nawet z ukrytych backupów.
Całości obrazu dopełnia cytat o tym, że „nazywający wydawców w TVP ‘pedałkowem’ montażyści już będą wiedzieć, komu i za ile taki prezent zafundować”.
Analiza Pińskiego to ostrzeżenie dla polityków, którzy w dobie kampanii prezydenckiej mogą nieświadomie stać się ofiarami nie tylko politycznych przeciwników, ale i własnej nieuwagi w relacjach z mediami. Wnioski są jednoznaczne: brak profesjonalizmu i przejrzystości w mediach publicznych może służyć interesom, które z obiektywizmem nie mają nic wspólnego.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie