
Zespół dr hab. Marty Waliszewskiej-Prosół z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu przeprowadził najobszerniejsze jak dotąd badanie dotyczące migreny w Polsce. Wzięło w nim udział ponad 3200 osób, a uzyskane wyniki rzucają nowe światło na skalę choroby, sposób jej diagnozowania oraz dramatyczny wpływ na życie codzienne i zawodowe pacjentów.
Według szacunków badaczy, na migrenę cierpi w Polsce ponad 4 miliony osób, choć rzeczywista liczba może sięgać nawet pięciu milionów. Wyniki jasno wskazują, że w porównaniu do innych krajów europejskich, obciążenie chorobą jest w Polsce jednym z najwyższych.
Analizy wykazały, że u większości pacjentów pierwsze ataki migreny pojawiają się już około 19. roku życia. Choć Polacy relatywnie często szukają pomocy – aż 93,6 proc. konsultuje się z lekarzami – proces diagnostyczny trwa przeciętnie nawet cztery lata od momentu pierwszych objawów.
Co miesiąc chorzy doświadczają średnio 4,7 dni bólu, a niemal połowa z nich znacznie więcej. Ponad 70 proc. pacjentów musi w czasie napadu leżeć w łóżku, a tylko 0,4 proc. jest w stanie normalnie funkcjonować.
Choć ponad 90 proc. badanych otrzymało formalną diagnozę migreny, a 92,5 proc. stosuje jakieś leczenie, dominują metody uznawane za nieskuteczne lub wręcz szkodliwe.
Paracetamol, niesteroidowe leki przeciwzapalne i środki z kodeiną to najczęściej stosowane preparaty – mimo że ich skuteczność w leczeniu migreny jest niska.
Po kodeinę sięga aż 60 proc. pacjentów, co może prowadzić do przewlekłych bólów głowy wywołanych nadużywaniem leków. Takie powikłania stwierdzono aż u 23 proc. uczestników badania.
Choć tryptany – leki zalecane w leczeniu ostrych ataków migreny – stosuje 57 proc. pacjentów, to leczenie profilaktyczne, które mogłoby znacząco ograniczyć liczbę napadów, wdrażane jest bardzo rzadko. Mimo że prawie połowa badanych spełniała kryteria do jego zastosowania, korzysta z niego tylko 11,5 proc.
Najczęściej przepisywanym lekiem w profilaktyce był iprazochrom – preparat z lat 70., dziś niemający miejsca w żadnych nowoczesnych zaleceniach. Skutkiem tej nieaktualnej terapii był fakt, że aż 17 z 18 osób, którym przepisano lek, zrezygnowało z jego stosowania.
Badanie wykazało, że migrena jest jednym z głównych czynników wpływających na spadek wydajności pracy.Mimo złego samopoczucia, ponad połowa pacjentów w ciągu dwóch tygodni poprzedzających badanie chodziła do pracy – jednak 86 proc. z nich wykonywało obowiązki znacznie mniej efektywnie.
Aż 78 proc. chorych przyznaje, że w czasie napadu przez połowę dnia nie jest w stanie wykonywać zadań zawodowych. 1/4 z nich popełnia błędy, które muszą później poprawiać. To zjawisko – tzw. prezenteizm – stanowi realne zagrożenie dla gospodarki i dla pracodawców, którzy często nie są świadomi skali problemu.
Z użytych w badaniu narzędzi psychologicznych wynika, że ponad 65 proc. chorych wykazuje objawy depresyjne, a ponad 20 proc. – zaburzenia lękowe. Dla wielu osób migrena nie kończy się z chwilą ustania bólu – powrót do normalnego funkcjonowania zajmuje im średnio 16 godzin, a objawy zapowiadające napad występują u 83 proc. badanych.
To oznacza, że migrena to choroba, która w praktyce trwa znacznie dłużej niż sam atak. Dotyka psychiki, planowania dnia i życia rodzinnego.
Leczenie migreny, mimo częściowej refundacji, nadal jest kosztowne. Średni miesięczny wydatek pacjenta wynosi niemal 300 zł, co w przypadku wielu osób przekracza 13 proc. miesięcznych dochodów.
Wielu pacjentów rezygnuje z leczenia profilaktycznego nie tylko z powodu braku efektów, ale także ze względu na koszty i działania niepożądane. Niestety, jak podkreślają badacze, takie decyzje są często podejmowane bez konsultacji z lekarzem, co zwiększa ryzyko nawrotów i pogorszenia stanu zdrowia.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie