
Wieniec złożony wczoraj przez Zbigniewa Komosę przetrwał przed pomnikiem smoleńskim tylko jedną noc. Z samego rana został ukradziony przez Antoniego Macierewicz na oczach policji. Funkcjonariusze mogli się jedynie biernie przyglądać, jak poseł PiS popełnia przestępstwo, gdyż ten zasłonił się immunitetem.
W okolicy chodów smoleńskich na pl. Piłsudskiego do późnych godzin wieczornych czuwali posłowie PiS. Nie byli tam samo, bo towarzyszyli im aktywiści, którzy pilnowali własności Zbigniewa Komosy – wieńca "ku pamięci 95. ofiar Lecha Kaczyńskiego".
Po przepychankach, utarczkach słownych i agresji ze strony działaczy PiS aktywiści późnym popołudniem złożyli swój wieniec, oddając cześć ofiarom katastrofy smoleńskiej. Wiązanka z tabliczką zasłoniętą szybą pancerną stała na pl. Piłsudskiego przez całą noc.
Zbigniew Komosa, właściciel wieńca twierdzi, że ten stał na swoim miejscu jeszcze o godzinie 5 rano. To ważne, gdyż o tej porze w stolicy jest już jasno.
Aktywiści co jakiś czas na zmianę obserwowali, to co dzieje się wokół pomnika. Około godziny 7 rano dostrzegli, że ktoś ukradł wieniec. Jak się później okazało, za kradzież odpowiadał były minister obrony narodowej i autor kłamstwa smoleńskiego, czyli Antoni Macierewicz.
Polityk PiS według relacji świadków pojawił się przy schodach pomiędzy godziną 6, a 7 rano, gdy teren był patrolowany przez umundurowanych policjantów. Polityk bez skrupułów podszedł do wieńca obywatelskiego i zwyczajnie go ukradł na oczach mundurowych.
– Mam nadzieję, że policja już zabezpieczyła nagrania z kamer – komentuje Zbigniew Komosa.
Stróże prawa mieli związane ręce, ponieważ Macierewicz, czerpiąc przykład z partyjnych kolegów, zasłonił się immunitetem poselskim. Wieniec stał w miejscu monitowanym bez przerwy przez kilkanaście kamer miejskiego monitoringu, co powinno pomóc w ukaraniu go za popełnione przestępstwo.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie