
Premier Donald Tusk w niedzielę wziął udział w wyborach prezydenckich, oddając głos w Sopocie wspólnie z żoną Małgorzatą. Po wyjściu z lokalu wyborczego przy Szkole Podstawowej nr 8 szef rządu podzielił się refleksją na temat znaczenia tegorocznych wyborów i atmosfery politycznej, która im towarzyszy.
— „Miało padać, a świeci słońce. Traktuję to jako dobry znak” — rozpoczął premier, odnosząc się do pogody w Sopocie, ale szybko przeszedł do poważniejszych kwestii. Podkreślił, że od początku kampanii wiadomo było, że te wybory będą niezwykle wyrównane i „to bój o każdy głos, o każdą sprawę i żadnego człowieka nie można zlekceważyć”.
Donald Tusk został zapytany o znaczenie frekwencji i obecnej polaryzacji politycznej. Jego zdaniem, największa frekwencja w historii III RP pojawiła się właśnie wtedy, gdy społeczeństwo było najbardziej spolaryzowane — w 1989 roku oraz w październiku 2023.
— „Polaryzacja to niekoniecznie coś złego. To wybór ludzi, którzy wiedzą, o co toczy się gra. Kiedy sprawy są jasne i dotyczą podstawowych wartości, ludzie chętniej głosują” — ocenił premier. Dodał, że jego zdaniem podobnie będzie w drugiej turze obecnych wyborów prezydenckich.
Szef rządu odniósł się również do pytań o kontrowersje wokół kandydatów i ich przeszłości. — „Można się dowiedzieć o nich bardzo złych rzeczy, ale to przestaje mieć zasadnicze znaczenie. Ludzie identyfikują się dziś bardziej ze sprawą niż z wyglądem, talentem czy biografią” — powiedział Tusk.
Choć nie wskazał konkretnie żadnego kandydata, zaznaczył, że „ten, którego wspiera całym sercem i rozumem, bije pozostałych na głowę pod względem charakteru i życiorysu”. Zwrócił jednak uwagę, że dla wielu wyborców najważniejsze są wartości, które kandydat reprezentuje, a nie jego przeszłość czy medialna powierzchowność.
Na pytanie o ewentualne przyspieszone wybory parlamentarne Tusk odpowiedział, że taki scenariusz jest mało prawdopodobny. — „O wiele lepiej będzie się rządzić, jeśli prezydent i rząd będą ze sobą współpracować. Wtedy będzie można dokończyć to, czego nie udało się zrobić od października” — mówił.
Podkreślił również, że jeśli wybory wygra kandydat z obozu przeciwników rządu, to kolejne dwa lata mogą upłynąć pod znakiem blokad, wet i politycznej szarpaniny. — „W interesie wyborców jest, aby władza była spójna i działała jako całość. Jeśli to nie zadziała, wyborcy za dwa lata mogą wystawić rządowi czerwoną kartkę” — dodał premier.
Premier nie ukrywał, że spodziewa się bardzo wyrównanej walki zarówno w pierwszej, jak i drugiej turze. — „Wiemy, kto na pewno będzie w drugiej turze. I to będzie starcie na pełną skalę” — zapowiedział.
Choć nie zdradził żadnych szczegółów dotyczących swojego kandydata, jego wypowiedzi jasno sugerują, że obecne wybory traktuje jako kluczowe nie tylko dla bieżącej polityki, ale dla kształtu polskiej demokracji w najbliższych latach.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie