
Walka z ciemnogrodem w systemie edukacji zaczęła się jeszcze w PRL. W latach 80. XX wieku z dumą nosiłem w szkole tarczę z napisem "Jestem za wprowadzeniem podręcznika PDŻWR". Skrót ten oznaczał "przygotowanie do życia w rodzinie". Czasy się zmieniły, ale katolicki ciemnogród w III RP ma się świetnie. A kaganek oświaty samotnie niesie Barbara Nowacka.
Warto przypomnieć, że ostatecznie naciski Episkopatu sprawiły, że tzw. komuna czyli rząd i PZPR wystraszyły się reakcji polskiego kołtuństwa, które za komuny miało sie dobrze i ani w szkołach nie pojawił się przedmiot o tej nazwie, ani tym bardziej ogólnopolski, zatwierdzony przez MEN podręcznik.
W checkPRESS opisywaliśmy jak będą wyglądały zajęcia z edukacji zdrowotnej.
Nie inaczej jest teraz, gdy minister edukacji narodowej, Barbara Nowacka, mino rozpętanej przez kler histerii nie ugięła się przed biskupami i wprowadziła przedmiot "Edukacja zdrowotna" i - co równie ważne - zminimalizowała nauczanie religii do jednej godziny tygodniowo. Przy czym księża i katecheci mogą snuć swoje bajania na tylko pierwszej bądź ostatniej godzinie lekcyjnej.
Minęło 40 lat, a Kościół Katolicki, który wówczas reprezentował "rząd dusz" dziś w XXI wieku, w środku Europy nadal włada umysłami zaczadzonych kadzidłem owieczek. Na katolickiej mapie Polski oczywiście zdarzają się wyjątki, szczególnie w dużych ośrodkach miejskich, jak przede wszystkim Warszawa, gdzie na lekcje religii uczęszcza jedynie 30 proc. uczniów, ale na prowincji kler i jego "nauki" wciąż święci triumfy nad rozumem.
W diecezjach przemyskiej, tarnowskiej i rzeszowskiej "nauk" katechetów regularnie wysłuchuje od 94,9 do 96,5 proc. uczniów szkół wszystkich poziomów. To szokujące dane nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że te regiony to od dawien dawna bastiony takich ugrupowań, jak PiS, Konfederacja oraz sympatyków Karola Nawrockiego czy Grzegorza Brauna.
Wcale nie lepiej jest w miastach, w których wybory tradycyjnie wygrywa Platforma Obywatelska, jak chociażby Poznań. W stolicy Wielkopolski, mimo bliskości ostro lewicowego Berlina, rodzice uczniów ze szkół podstawowych nadal zmuszają swoje dzieci do udziału w zajęciach z religii. W efekcie o katolickich zabobonach "uczy" się tam aż 73 proc. uczniów.
Tymczasem państwo systemowo nie robi praktycznie nic, by rozświetlać te mroki średniowiecza, bo - niezależnie od tego czy rządzi PO czy PiS - rozdział państwa od kościoła to czysta fikcja. Samotnym białym żaglem na tym oceanie kołtuństwa pozostaje minister barbara Nowacka.
Szefowa MEN z Nowoczesnej nie bierze jeńców, a przy niechęci koalicjantów, głównie z PSL i dużej części konserwatystów z Platformy, wnosi swój kaganek oświaty za pomocą rozporządzeń, ponieważ zdaje sobie sprawę, że jakakolwiek przystająca do współczesnych realiów ustawa o edukacji nie przeszłaby przez Sejm, mimo posiadania w tej izbie większości.
Dlatego też zmiany wprowadzone przez Nowacką od 1 września na nowy rok szkolny są przyjmowane ze "świętym oburzeniem" przez środowiska prawicowe i kościelne, czasami przybierając wręcz szokujący obrót, jak kontestowanie rozporządzenia MEN przez samorządy najbardziej ultrakatolickich gmin.
Najpierw więc mieliśmy nagonkę wysoko postawionych funkcjonariuszy kościoła, którzy w apelu skierowanym do rodziców, opublikowanym 27 sierpnia 2025 roku wezwali rodziców, aby „głęboko rozważyli proponowane zajęcia i nie wyrażali zgody na udział swoich dzieci”.
Klesza Komisja Wychowania Katolickiego ostrzega, że "edukacja zdrowotna marginalizuje tradycyjną wizję małżeństwa i rodziny, a wprowadza kontrowersyjne treści dotyczące tożsamości płciowej i LGBT, co jest niezgodne z nauczaniem Kościoła".
Są to oczywiste bzdury, ponieważ nowy przedmiot, niestety nieobowiązkowy, przeznaczony jest dla uczniów z klas IV - VIII, a podstawa programowa składa się z takich obszarów, jak kolejno: wartości i postawy, zdrowie fizyczne, aktywność fizyczna, odżywianie, zdrowie psychiczne, zdrowie społeczne, dojrzewanie, zdrowie seksualne, zdrowie środowiskowe oraz Internet i profilaktyka uzależnień.
Oczywiście kościół neguje ten potrzebny przedmiot jako całość ze względu na swoją obsesję seksualną, którą zapoczątkował Karol Wojtyła czyli papież Jan Paweł II. Wszystkie powyższe zagadnienia dla Komisji Episkopatu Polski tracą na jakimkolwiek znaczeniu, ponieważ edukacja zdrowotna - w istotnej części zawiera treści zdrowia seksualnego, których celem jest zmiana w postrzeganiu rodziny i miłości, negatywnie wpływając na rozwój tożsamości płciowej młodzieży - alarmują klechy.
W ostatnią niedzielę wakacji w kościołach w całej Polsce podczas mszy rozdawano ulotki o tym "szatańskim przedmiocie", które nawoływały katolickich rodziców do zakazania swoim dzieciom chodzenia na lekcje poświęcone edukacji zdrowotnej. Torquemada lubi to. Ale ten nowy przedmiot to nie jedyny powód nieprzespanych nocy urzędników w sutannach.
Ograniczenie lekcji religii też wywołało w kościele prawdziwy amok. KEP określił działania minister Nowackiej jako "krzywdzące i dyskryminujące dla uczniów i katechetów”. Nic dziwnego, skoro 11 tysięcy "nauczycieli" religii, w tym księża stracą wypasione etaty za wbijanie dzieciom do głów oczywistych bzdur i strasznie ich piekłem.
Są jednak w Polsce ośrodki, będące dla polskich katolików tym, czym władze talibanu w Kabulu dla wyznających islam. To przede wszystkim Podhale i jego mieszkańcy, których można śmiało określić jako odmianę katotalibów. Nie ma tam miejsca na emancypację i prawa kobiet, jest za to solidarność klanowa górali, często prowadząca do najgorszych zbrodni wewnątrz rodzin, jak morderstwa nieposłusznych kobiet.
Nic wiec dziwnego, że w reakcji na redukcję godzin lekcyjnych przeznaczonych na jedynie słuszne nauczanie kościoła, samorządowcy buntują się przeciwko państwowym przepisom i programowi szkolnemu, wprowadzając swoje porządki w tamtejszych szkołach.
Jako pierwszy w Polsce samorząd Czarnego Dunajca uchwalił i to w ekspresowym tempie, że nie godzi się na jedną lekcję religii w szkołach, w związku z czym będzie z pieniędzy podatników opłacał pensje katechetów, którzy mają po staremu prowadzić po dwie godziny kościelnych baśni z mchu i paproci.
Oznacza to, że gmina Czarny Dunajec pokryje we wszystkich prowadzonych przez samorząd 16 szkołach koszt drugiej lekcji z własnego budżetu. Szacunkowe koszty tej antypaństwowej demonstracji wyniosą rocznie około 700 tysięcy złotych. Co ciekawe w tym ciemnogrodzie rodzice zadeklarowali... stuprocentową frekwencję!
Nie trzeba było długo czekać, by w ślad za katotalibańskimi samorządowcami poszli też radni Zakopanego. Na miejskiej Komisji Rodziny i Spraw Społecznych radni już złożyli wniosek do burmistrza "stolicy Tatr" o zapewnienie w budżecie miasta środków na drugą lekcję religii. Teraz wniosek trafi od razu na sesję Rady Miasta i, o ile propozycja zostanie przegłosowana, pieniądze na ten cel będą musiały zostać zabezpieczone.
Podobne rozmowy i działania toczą się również w Bukowinie Tatrzańskiej oraz w gminie Nowy Targ. Tam sprawa jest o tyle interesująca, że lokalni włodarze postawili sprawę jasno; pieniądze na drugą lekcję religii się znajdą tylko pod warunkiem, że wcześniej rodzice wypiszą dzieci z edukacji zdrowotnej.
Mentalność mieszkańców Podhala, którzy już od II Wojny Światowej mieli się za odrębną od Polski kastę (jawna kolaboracja z nazistowskim okupantem jako prohitlerowski Goralenvolk) uświadamia nam dlaczego górale tak dobrze zarabiają na fali turystów muzułmańskich. Przyświeca im po prostu ten sam rodzaj religijnego fanatyzmu, w imię którego gotowi są do najbardziej odrażających działań.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.