
We wtorek w podwarszawskim Piasecznie kierujący autem osobowym potrącił na przejściu dla pieszych 10-latka i zbiegł z miejsca zdarzenia. Na szczęście tym razem policjanci naprawdę szybko zareagowali i ujęli sprawcę. Chłopiec przebywa w szpitalu, a jego stan lekarze określają jako zagrażający życiu.
Do potrącenia 10-latka doszło ok.godz. 14:50, a kiedy okazało się, że sprawca poruszający się Oplem nie udzielił rannemu dziecku pomocy i uciekł, policjanci ogłosili alarm dla wszystkich jednostek, by jak najszybciej zlokalizować i złapać sprawcę. Na łowy ruszyli policjanci ze wszystkich wydziałów podległych komendantowi stołecznej policji. Najpierw dość szybko udało się ustalić tożsamość kierującego, by wkrótce sprawdzić wszystkie adresy pod którymi mógł się ukrywać ścigany. Kierowca najwyraźniej zorientował się, że to jego ostatnie chwile przed ujęciem i sam zgłosił się na komisariat policji.
Po sprawdzeniu w policyjnej bazie okazało się, że 49-letni mężczyzna ma nader bogatą kartotekę swoich "wyczynów" za kierownicą. Na swoim koncie ma np. spowodowanie wypadku po pijanemu, jazdę po pijanemu i dwa aktywne aż do roku 2028 aktywne zakazy prowadzenia pojazdów mechanicznych. To kolejny, ujawniony ostatnio tego typu przypadek. jak się okazuje sądowe zakazy prowadzenia pojazdów wcale nie zniechęcają do siadania za kółkiem. Tym razem jednak może się okazać, że przez kilka najbliższych lat nie będzie miał możliwości żeby poszaleć autem, bo spędzi ten czas za kratami.
Po głośnych medialnie wypadkach opinię publiczną szczególnie oburzyło właśnie to, że sprawcy spowodowali serię tragedii na polskich drogach, mając aktywne zakazy jazdy, czasem tak jak w przypadku Łukasza Ż, który doprowadził do tragedii na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie, nawet pięć orzeczeń z rzędu. Mimo to czuli się bezkarni i ponownie po każdym kolejnym, wydanym przez sąd zakazie, jak gdyby nic, świadomie kierowali pojazdami w warunkach recydywy. Politycy i urzędnicy postanowili wyjść naprzeciw oczekiwaniom społecznym i rozpoczęli prace nad elektronicznym dozorem osób z orzeczonym, aktywnym zakazem.
Zarówno Ministerstwo Infrastrukturym jak i MSWiA nie zdradzają szczegółów tego, w jaki sposób ma działać ów monitoring. Mówi się o obowiązkowo montowanych urządzeniach GPS, pokazujących gdzie znajduje się osoba pod nadzorem, czy np. nie w ruchu na drodze czy ulicy. Wówczas patrol miałby namierzać taką osobę i sprawdzać czy kieruje pojazdem czy też np. podróżuje środkiem komunikacji publicznej. Możliwe, ale czy wykonalne skoro mamy kilkadziesiąt tysięcy wakatów w policji, pokaże czas. Na razie projekt jest w powijakach i nie wiadomo kiedy taki dozór byłby możliwy do wprowadzenia.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie