
Dziś przypada Światowy Dzień Pamięci Ofiar Wypadków Drogowych. Niestety, na nic policyjne, listopadowe akcje typu "Znicz" czy "Malujemy bezpieczeństwo". O ile w długie, świąteczne weekendy zdarzyły się dni bez ofiar śmiertelnych, to tego samego nie można powiedzieć o tym, który właśnie mija. Nie mając jeszcze pełnych danych z niedzieli możemy już powiedzieć o 12 ofiarach śmiertelnych od piątku. Łącznie do północy w sobotę doszło do 134 wypadków, w których rany odniosły 144 osoby.
Ustanowiony przez ONZ i obchodzony od 2005 roku dzień pamięci ma stanowić refleksję nad wszystkimi poszkodowanymi i zmarłymi w wypadkach oraz nad losem pozostawionych przez ofiary śmiertelne rodzinom. W Polsce główne obchody organizowane są w miejscowości Zabawa koło Tarnowa, gdzie znajduje się Pomnik Ofiar Wypadków Drogowych.
Co roku gromadzą się tam rodziny i przyjaciele ofiar oraz przedstawiciele organizacji, niosącym pomoc poszkodowanym. Choć w Polsce liczba ofiar śmiertelnych regularnie sie zmniejsza, to na całym świecie kosztują one życie milionów osób. W naszym kraju w minionym roku doszło do 20936 wypadków, w których zginęły 1893 osoby. jeszcze 10 lat temu było ich dwa razy tyle.
Wpływ na nasze bezpieczeństwo ma przede wszystkim poprawiająca się z roku na rok infrastruktura drogowa. Jeździmy już po 3804 km dróg szybkiego ruchu o dwóch, rozdzielonych jezdniach, z czego 1247 km to autostrady, a 2557 km stanowią drogi ekspresowe. Odnawia się także flota pojazdów, którymi się poruszamy. Są one wyposażone w coraz większa liczbę systemów bezpieczeństwa i conajmniej kilka poduszek powietrznych.
Nie zmienia to jednak faktu, że najsłabszym ogniwem w bezpieczeństwie ruchu drogowego pozostaje człowiek: kierowca, pieszy czy rowerzysta. To błąd ludzki sprawia, że dochodzi do tragedii, w tym tak spektakularnych jak ostatni karambol na S7 czy "zabójstwa drogowe" na autostradzie A1, gdzie żywcem spłonęła trzyosobowa rodzina czy na stołecznej Trasie Łazienkowskiej.
Rząd stara się z tym walczyć, lecz robi to nieudolnie. Najlepszym tego przykładem jest ostatnia konferencja prasowa z udziałem Adama Bodnara, który zapowiada walkę z piratami drogowymi, proponując kuriozalne rozwiązania. Tymczasem to nie szaleńcy, ani nawet pijacy stanowią na polskich drogach największe zagrożenie.
Głównym zagrożeniem pozostają tzw. zwykli kierowcy, którzy często są niedouczeni przez kulejący krajowy system nauki jazdy i egzaminowania. Instruktorzy i egzaminatorzy podnosząc w tej sprawie alarm i prośby o zmiany systemowe od wielu lat, które są ignorowane przez kolejne rządy.
Jeżeli nie wykształcimy systemu edukacji komunikacyjnej na najwyższym poziomie, to jeszcze przez kilkadziesiąt lat może my zapomnieć o tzw. "opcji zero", która wdraża wiele państw Unii Europejskiej. Stare porzekadło mówi, że czego Jaś sienie nauczy, tego Jan nie będzie umiał pasuje tu jak ulał.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie