
Polska gospodarka rozwija się w miarę stabilnie, ale nie bez przeszkód. Niepokojące jest to, że za wzrost PKB w większej mierze odpowiada konsumpcja na rynku wewnętrznym niż chociażby inwestycje przedsiębiorstw. Nie oznacza to, że ta koniunktura utrzyma się w kolejnych miesiącach, ponieważ coraz bardziej niepokojące dane docierają do nas z rynku pracy. Wiele globalnych przedsiębiorstw obecnych nad Wisłą zapowiada bowiem lub już rozpoczęło zwolnienia na masową skalę.
Na razie Główny Urząd Statystyczny dokonał najnowszej korekty wzrostu Produktu Krajowego Brutto za ubiegły rok. Zmiana o 0,1 proc. to może niewiele, ale pokazuje stabilny rozwój gospodarki, która w roku 2024 urosła o równe 3 proc. w porównaniu z rokiem 2023. W odniesieniu do realnego życia te suche dane oznaczają, że uśredniony poziom konsumpcji i usług oraz przede wszystkim produkcji był właśnie o tyle wyższy niż w roku poprzedzającym.
Co się na to złożyło? Po pierwsze Polacy wydawali na terenie kraju więcej na zakupy i usługi, ale także m.in. na podróże. Po drugie wydawały także firmy i sektor państwowy wraz z administracją publiczną, a po trzecie na wzrost złożyły się także inwestycje, czyli zwiększyły się nakłady ponoszone np. na budynki, nowe maszyny czy w końcu technologie.
Można nawet powiedzieć, że ten dość wysoki wzrost wręcz uratowały inwestycje poczynione przez instytucje i przedsiębiorstwa pod koniec minionego roku. Tylko w ostatnim kwartale 2024 dzięki tym działaniom PKB wzrósł aż o 3,4 proc. w odniesieniu do analogicznego okresu w 2023.
To nie koniec dobrych informacji, ponieważ tendencje wzrostowe z ubiegłego roku utrzymały się także w pierwszych dwóch kwartałach 2025. Oczywiście nie ma tu jakichś szokowych wzrostów, ale gospodarka wciąż rozwija się stabilnie. Według najnowszych obliczeń GUS od stycznia do marca PKB urósł o kolejne 3,2 proc., a drugi kwartał okazał się jeszcze lepszy, bo odnotowano wzrost o 3,4 proc. rok do roku.
Ciekawie prezentują się także liczby ujawnione przez GUS po „oczyszczeniu z sezonowości”, a więc po uwzględnieniu okresu świąt czy wakacji. Okazuje się, że zarówno w pierwszym, jak i w drugim kwartale wzrost wynosił ok. 0,7–0,8 proc.
Podobnie jak w ubiegłym roku w pierwszym półroczu wzrost gospodarczy ratował rynek wewnętrzny i konsumenci. Okazuje się bowiem, że wciąż wydajemy dużo zarówno na zakupy, na które składają się dobra codziennego użytku, jak i na usługi. Dzięki temu poziom konsumpcji zanotował imponujący wzrost w drugim kwartale 2025 aż o 4,4 proc., a sam popyt krajowy urósł o mniej więcej 4 proc.
Niestety jeśli chodzi o inwestycje sytuacja nie jest już taka różowa. O ile w pierwszych trzech miesiącach bieżącego roku nakłady na inwestycje rosły o 6,3 proc. czyli utrzymywał się jeszcze trend z końcówki 2024, to w drugim kwartale doszło do spadku o 1 proc. Eksperci tłumaczą to zjawisko niepewnością co do przyszłości kraju, związaną z rosnącymi kosztami i zmianami przepisów.
Podsumowując: polska gospodarka nie należy już do grona europejskich "tygrysów", bo nie ma mowy o jakichś spektakularnych wzrostach, ale za to wzrost jest stabilny. Niepokoić może przede wszystkim to, że w dużej mierze nasza gospodarka opiera się na portfelach obywateli, a nie jak w krajach rozwiniętych na eksporcie i inwestycjach. Tu potrzebne jest mocniejsze wsparcie.
Najważniejsze jednak, że na horyzoncie nie widać recesji, a wzrost rzędu 3 i więcej procent to naprawdę niezły wynik na tle innych państw UE, w tym naszego największego partnera, czyli Niemiec, gdzie od paru już miesięcy obserwujemy schłodzenie gospodarki.
W dłuższej perspektywie zagrożeniem dla rozwoju gospodarczego pozostaje brak nakładów na innowacje wśród polskich przedsiębiorstw. Nie tworzymy żadnych innowacyjnych technologii, a jesteśmy jedynie podwykonawcami dla marek globalnych.
I nic niestety nie wskazuje na to, by ta sytuacja uległa zmianie skoro jako kraj wydajemy na badania i rozwój zaledwie około 1,4 proc. PKB, czyli o połowę mniej niż np. Szwedzi czy Niemcy, gdzie nakłady sięgają przeszło 3 proc. ichniejszego produktu krajowego. Pozostajemy w lwiej części jedynie montownią i podwykonawcą dla wiodących państw Starej Piętnastki.
Tym samym ogromna część przemysłu posadowionego w Polsce należy do przedsiębiorstw zagranicznych, jak chociażby w sektorach automotive czy AGD, przez co zyski są w całości transferowane poza nasze granice, zamiast pozostawać na miejscu w celu ich reinwestowania.
Nadal też naszą przewagą konkurencyjną wobec firm działających na Zachodzie są relatywnie niskie koszty, w tym odbiegające od średniej unijnej zarobki netto pracowników. Ale na horyzoncie widać już powolny schyłek tej przewagi, której pierwszym symptomem są gigantyczne zwolnienia w Krakowie, gdzie siedziby mają centra usług globalnych koncernów.
Po prostu korporacje takie jak Shell czy Heineken znalazły jeszcze tańsze miejsca pracy i koszty prowadzonej działalności np. w Indiach. Problem ten będzie narastał tym bardziej, im bardziej polska gospodarka wciąż będzie zależna od zagranicznego kapitału.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie