Reklama

Polska gospodarka 2024–2025: stabilny wzrost, ale rosnące zagrożenia dla rynku pracy i inwestycji


Polska gospodarka rozwija się w miarę stabilnie, ale nie bez przeszkód. Niepokojące jest to, że za wzrost PKB w większej mierze odpowiada konsumpcja na rynku wewnętrznym niż chociażby inwestycje przedsiębiorstw. Nie oznacza to, że ta koniunktura utrzyma się w kolejnych miesiącach, ponieważ coraz bardziej niepokojące dane docierają do nas z rynku pracy. Wiele globalnych przedsiębiorstw obecnych nad Wisłą zapowiada bowiem lub już rozpoczęło zwolnienia na masową skalę.


PKB Polski w 2024: co naprawdę oznacza wzrost o 3 proc.

Na razie Główny Urząd Statystyczny dokonał najnowszej korekty wzrostu Produktu Krajowego Brutto za ubiegły rok. Zmiana o 0,1 proc. to może niewiele, ale pokazuje stabilny rozwój gospodarki, która w roku 2024 urosła o równe 3 proc. w porównaniu z rokiem 2023. W odniesieniu do realnego życia te suche dane oznaczają, że uśredniony poziom konsumpcji i usług oraz przede wszystkim produkcji był właśnie o tyle wyższy niż w roku poprzedzającym.

Co się na to złożyło? Po pierwsze Polacy wydawali na terenie kraju więcej na zakupy i usługi, ale także m.in. na podróże. Po drugie wydawały także firmy i sektor państwowy wraz z administracją publiczną, a po trzecie na wzrost złożyły się także inwestycje, czyli zwiększyły się nakłady ponoszone np. na budynki, nowe maszyny czy w końcu technologie.

Można nawet powiedzieć, że ten dość wysoki wzrost wręcz uratowały inwestycje poczynione przez instytucje i przedsiębiorstwa pod koniec minionego roku. Tylko w ostatnim kwartale 2024 dzięki tym działaniom PKB wzrósł aż o 3,4 proc. w odniesieniu do analogicznego okresu w 2023.

Pierwsza połowa 2025: stabilizacja czy złudzenie bezpieczeństwa?

To nie koniec dobrych informacji, ponieważ tendencje wzrostowe z ubiegłego roku utrzymały się także w pierwszych dwóch kwartałach 2025. Oczywiście nie ma tu jakichś szokowych wzrostów, ale gospodarka wciąż rozwija się stabilnie. Według najnowszych obliczeń GUS od stycznia do marca PKB urósł o kolejne 3,2 proc., a drugi kwartał okazał się jeszcze lepszy, bo odnotowano wzrost o 3,4 proc. rok do roku.

Ciekawie prezentują się także liczby ujawnione przez GUS po „oczyszczeniu z sezonowości”, a więc po uwzględnieniu okresu świąt czy wakacji. Okazuje się, że zarówno w pierwszym, jak i w drugim kwartale wzrost wynosił ok. 0,7–0,8 proc.

Podobnie jak w ubiegłym roku w pierwszym półroczu wzrost gospodarczy ratował rynek wewnętrzny i konsumenci. Okazuje się bowiem, że wciąż wydajemy dużo zarówno na zakupy, na które składają się dobra codziennego użytku, jak i na usługi. Dzięki temu poziom konsumpcji zanotował imponujący wzrost w drugim kwartale 2025 aż o 4,4 proc., a sam popyt krajowy urósł o mniej więcej 4 proc.

Konsumpcja kontra inwestycje — kto naprawdę napędza wzrost?

Niestety jeśli chodzi o inwestycje sytuacja nie jest już taka różowa. O ile w pierwszych trzech miesiącach bieżącego roku nakłady na inwestycje rosły o 6,3 proc. czyli utrzymywał się jeszcze trend z końcówki 2024, to w drugim kwartale doszło do spadku o 1 proc. Eksperci tłumaczą to zjawisko niepewnością co do przyszłości kraju, związaną z rosnącymi kosztami i zmianami przepisów.

Podsumowując: polska gospodarka nie należy już do grona europejskich "tygrysów", bo nie ma mowy o jakichś spektakularnych wzrostach, ale za to wzrost jest stabilny. Niepokoić może przede wszystkim to, że w dużej mierze nasza gospodarka opiera się na portfelach obywateli, a nie jak w krajach rozwiniętych na eksporcie i inwestycjach. Tu potrzebne jest mocniejsze wsparcie.

Najważniejsze jednak, że na horyzoncie nie widać recesji, a wzrost rzędu 3 i więcej procent to naprawdę niezły wynik na tle innych państw UE, w tym naszego największego partnera, czyli Niemiec, gdzie od paru już miesięcy obserwujemy schłodzenie gospodarki.

Inwestycje gasną, a koszty rosną – czy firmy się wycofują?

W dłuższej perspektywie zagrożeniem dla rozwoju gospodarczego pozostaje brak nakładów na innowacje wśród polskich przedsiębiorstw. Nie tworzymy żadnych innowacyjnych technologii, a jesteśmy jedynie podwykonawcami dla marek globalnych. 

I nic niestety nie wskazuje na to, by ta sytuacja uległa zmianie skoro jako kraj wydajemy na badania i rozwój zaledwie około 1,4 proc. PKB, czyli o połowę mniej niż np. Szwedzi czy Niemcy, gdzie nakłady sięgają przeszło 3 proc. ichniejszego produktu krajowego. Pozostajemy w lwiej części jedynie montownią i podwykonawcą dla wiodących państw Starej Piętnastki.

Tym samym ogromna część przemysłu posadowionego w Polsce należy do przedsiębiorstw zagranicznych, jak chociażby w sektorach automotive czy AGD, przez co zyski są w całości transferowane poza nasze granice, zamiast pozostawać na miejscu w celu ich reinwestowania.

Gospodarka „montowni” – czy Polska dogoni kiedykolwiek Zachód?

Nadal też naszą przewagą konkurencyjną wobec firm działających na Zachodzie są relatywnie niskie koszty, w tym odbiegające od średniej unijnej zarobki netto pracowników. Ale na horyzoncie widać już powolny schyłek tej przewagi, której pierwszym symptomem są gigantyczne zwolnienia w Krakowie, gdzie siedziby mają centra usług globalnych koncernów.

Po prostu korporacje takie jak Shell czy Heineken znalazły jeszcze tańsze miejsca pracy i koszty prowadzonej działalności np. w Indiach. Problem ten będzie narastał tym bardziej, im bardziej polska gospodarka wciąż będzie zależna od zagranicznego kapitału. 

 

 

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Źródło: checkpress.pl Aktualizacja: 11/10/2025 10:11
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo checkPRESS.pl




Reklama
Wróć do