
Zbliża się sezon grzewczy, co dla większości polskich rodzin oznacza spore wydatki, które w tym roku mogą pochłaniać tysiące złotych z domowych budżetów. Nie da sie bowiem dłużej ukrywać, że ceny pójdą drastycznie w górę, bo jak podaje serwis money.pl ceny ciepła systemowego mogą wzrosnąć o ok. 86 proc., co oznacza dodatkowe ok. 600 zł rocznie dla przeciętnej rodziny.
Już od 1 lipca tego roku branża ciepłownicza alarmowała, że wobec wygasających przepisów, które pozwalały chronić odbiorców znaczące podwyżki cen mogą nastąpić w aż 56 proc. systemów ciepłowniczych. Samo wygaśnięcie przepisów ochronnych, w tym dopłat i zamrożenia taryf prowadzi do różnic cenowych zarówno między regionami, jak i samymi przedsiębiorstwami gospodarki cieplnej. W drastycznych wypadkach ceny mogą podskoczyć nawet o 100 proc.
Dziś produkcja ciepła to przecież nie tylko kwestia cen węgla, gazu, biomasy czy innych paliw, ale również energia elektryczna, która staje się coraz droższa. To również utrzymanie sieci i jej konserwacja, modernizacja kotłów i inne naprawy. Do tego trzeba tez dodać koszty pracy potrzebnej do wytworzenia ciepła.
Przykładowo w Warszawie podwyżki mają sięgnąć przeszło 20 proc. Po prostu rządowy mechanizm związany z dopłatami działał osłonowo przed drastycznym wzrostem cen. Teraz, gdy programy osłonowe się zakończyły, a nowe dopiero pojawiły się na horyzoncie i są procedowane przez Sejm część mieszkańców musi się przygotować na słone, wyższe nawet o 88 proc. rachunki.
W innych dużych miastach już zatwierdzono podwyżki o około 20 proc. Tak jest np. w Krakowie, Poznaniu czy Łodzi i Bydgoszczy, gdzie ceny będą wyższe o 23 - 24 proc. Gorzej jest w małych miastach i mniejszych miejscowościach, gdzie prognozy mówią o wręcz gigantycznych podwyżkach rzędu nawet 150 - 200 proc.
Po prostu w większych aglomeracjach jest lepiej rozwinięta infrastruktura czy większe źródła ciepła, co to pozwala rozkładać koszty, które w małych miejscowościach przez co jednostkowe koszty są dużo wyższe. Poza tym trzeba też zauważyć, że między małymi kotłowniami a dużymi zakładami występują zasadnicze różnice jeśli chodzi sposoby zakupu paliwa czy zawierane kontrakty na logistyce kończąc.
Nie od dziś wiadomo, że duzi mogą więcej i kwestia produkcji ciepła doskonale to obrazuje. Inne są chociażby wolumeny kupowanego paliwa, inne jego terminy i długość samych kontraktów, gdzie duża elektrownia może wynegocjować dużo lepsze warunki, na jakich kupuje paliwa. NIe zapominajmy też o tym, że są regiony kraju, gdzie zima trzyma dłużej, a tym samym jest dużo większe zapotrzebowanie na ciepło, co bezpośrednio przekłada się na koszty.
Można więc powiedzieć, że teraz wszystko będzie zależeć od cen surowców na światowych giełdach oraz rozwiązań przyjętych na poziomie ustawodawczym. Im szybciej zostaną przyjęte procedowane w Sejmie tarcze osłonowe jak np. mrożenie cen energii i bon energetyczny, tym skutki odczuwalne w portfelach Polaków będą łagodniejsze.
Sytuacja ta powtarzać się tak długo, jak długo kolejne rządy będą opóźniały kluczowe dla obywateli inwestycje infrastrukturalne w budowę elektrowni atomowych, wiatrowych i całej reszty, uzyskiwanej z odnawialnych źródeł energii. Polskie bloki energetyczne powstawały jeszcze za Gierka, co oznacza, że niebawem czeka je śmierć technologiczna i temu przede wszystkim muszą zaradzić kolejne rządy.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie