To, co miało być rutynową procedurą, zakończyło się tragedią, która wstrząsnęła lokalną społecznością i opinią publiczną w całym kraju. Pani Anna, młoda kobieta oczekująca narodzin dziecka, trafiła pod koniec maja do prywatnej placówki Eskulap w Bielsku-Białej na zaplanowane cesarskie cięcie. Sam zabieg przebiegł prawidłowo — w pierwszych chwilach nic nie wskazywało na nadchodzący dramat.
Zaledwie dwie godziny później zaczęły pojawiać się pierwsze niepokojące symptomy, a sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli.
Zamiast natychmiastowej reakcji i specjalistycznej pomocy, kobieta — jak ustaliła prokuratura — została ofiarą serii zaniechań, opóźnionych decyzji i nieprofesjonalnych działań.
Kiedy stan pacjentki zaczął się gwałtownie pogarszać, na terenie placówki nie było żadnego ginekologa. Na miejsce wezwano właściciela kliniki — doświadczonego anestezjologa.
Z ustaleń śledczych wynika, że to właśnie wtedy zapadły decyzje, które później okazały się fatalne w skutkach. Partner pani Anny bezskutecznie prosił o wezwanie karetki.
Zamiast przewiezienia do specjalistycznego szpitala, zdecydowano o reoperacji w tej samej placówce — mimo braku odpowiedniego zaplecza i specjalistów.
W kolejnych godzinach stan kobiety dramatycznie się pogarszał. Reakcja wciąż była spóźniona, a działania — jak wskazuje prokuratura — niewłaściwe i niewystarczające. Dopiero po około dziesięciu godzinach od pierwszych komplikacji pani Anna została przewieziona do szpitala o wyższym stopniu referencyjności.
Gdy pacjentka trafiła do Szpitala Śląskiego w Cieszynie, była już w stanie krytycznym — nieprzytomna, bez stabilnego ciśnienia.
Mimo wysiłków lekarzy, kobieta zmarła cztery godziny po przyjęciu. To właśnie lekarze z Cieszyna poinformowali prokuraturę o nieprawidłowościach.
Śledczy szybko ustalili, że do tragedii doprowadził ciąg błędów i zaniechań. Dwóm lekarzom postawiono zarzuty narażenia pacjentki na utratę życia i nieumyślnego doprowadzenia do jej śmierci. Jeden z nich dodatkowo odpowie za fałszowanie dokumentacji medycznej. Obaj zostali objęci dozorem policyjnym i zakazem wykonywania zawodu.
Po nagłośnieniu sprawy zgłaszają się kolejne kobiety, które twierdzą, że w tej samej placówce również doznały krzywdy. Prokuratura apeluje, by wszystkie osoby mające zastrzeżenia zgłaszały się do śledczych.
Sprawa pani Anny pokazuje, jak dramatyczne skutki może mieć brak właściwej opieki medycznej w prywatnych placówkach i jak ważne jest natychmiastowe reagowanie na komplikacje okołoporodowe.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie