Reklama

PiS potrzebuje Konfederacji? Kaczyński rzuca rękawicę Mentzenowi


Prezes PiS, Jarosław Kaczyński, kontynuuje otwartą, bezpardonową walkę z Konfederacją i jej liderem Sławomirem Mentzenem. W ten sposób szef Prawa i Sprawiedliwości chce docelowo przejąć tę część prawicowego elektoratu, który zagospodarowała partia uważana za politycznych oszołomów spod znaku populistycznych nacjonalistów o ograniczonych zasobach intelektualnych, jak chociażby europosłanka Ewa Zajączkowska.


Znajdujący się w wieku mocno senioralnym Kaczyński wciąż nie powiedział ostatniego słowa w krajowej polityce. Tyle, że - jak głosi - jego ambicji nie zaspokoi już przejęcie władzy po wyborach w 2027 roku, ale zdobycie takiej większości w Sejmie, która zapewni mu całkowitą kontrolę nad państwem bez oglądania się na potencjalnych koalicjantów oraz pozwoli na zmianę konstytucji.

To zresztą część szeroko zakrojonego planu, którego pierwszym, pośrednim celem było zwycięstwo Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich. A skoro nowy lokator zainstalował sie już w Pałacu prezydenckim, PiS przystępuje właśnie do realizacji celu nr 2. 

Kaczyński rozpoczyna ofensywę przeciwko Konfederacji

Stąd właśnie od kilku tygodni obserwujemy wycieczki słowne liderów PiS pod adresem szefa Konfederacji. Do 1 czerwca wyborcy Mentzena byli Kaczyńskiemu po prostu bardzo potrzebni do wygrania elekcji na fotel prezydenta. Bez głosujących na Konfederację to by się po prostu nie udało.

Nic więc dziwnego, że przed weekendem prezes PiS zapewnił pracę wielu mainstreamowym redakcjom, które we wszystkich programach i na wszystkich kanałach będą zajmowały się tematem, przedstawiając "Deklaracje Polską", w której zawarł 10 postulatów swojej partii. To m.in. sprzeciw wobec centralizacji Unii Europejskiej, nielegalnej imigracji, Zielonego Ładu, a także postulaty obniżenia cen mieszkań.

„Deklaracja Polska” – plan Jarosława Kaczyńskiego

Przy czym nie jest tajemnicą, że deklaracja ma być jasnym przekazem skierowanym bezpośrednio do Konfederacji. W zamyśle rzucił więc rękawicę Mentzenowi, określając jednocześnie co musi się stać, by PiS w ogóle rozpatrywał tę skrajnie prawicową i populistyczną partie jako potencjalnego koalicjanta.

Zrobił to oczywiście z pozycji szefa dominującej partii opozycyjnej, podobnie zresztą w czasach pierwszej "dobrej zmiany" traktował Romana Giertycha i jego LPR czy Samoobronę Andrzeja Leppera - jak my, partia, która stworzyła mechanizm realnej solidarności społecznej, mamy współdziałać z partią, która przedstawia sobą ideę darwinizmu społecznego? - pytał retorycznie podczas konferencji dla mediów Kaczyński.

Dodał też od razu, że jeśli Konfederacja zgodzi się na propozycje, mogłaby być podjęta współpraca, ale tylko jeśli nastąpi „cud”. Tym cudem miałaby być "znacząca zmiana w wizji i programie Konfederacji". Warto w tym miejscu podkreślić, że o ile obydwie partie bliskie są mentalnie elektoratowi, który płynnie głosuje raz to na PiS, raz to na Konfederację pod prawackim hasłem typu "bóg, honor i ojczyzna", to już szczegóły w podejściu do gospodarki ukazują ogromną polaryzację.

Polityczna wojna idei: narodowy socjalizm vs darwinizm społeczny

Prawo i Sprawiedliwość zbudowało bowiem swój pancerny elektorat w oparciu o transfery socjalne, które były na tyle silnie odczuwalne pośród milionów biednych ludzi w Polsce, że zapewniło im to dwukrotne zwycięstwo zarówno w wyborach prezydenckich, jak i parlamentarnych, dzięki czemu rządzili nieprzerwanie przez dwie kadencje Sejmu czyli osiem lat.

To rodzaj "narodowego socjalizmu", którego część musi teraz kontynuować w imię punktów w politycznych rankingach Platforma Obywatelska i gabinet Donalda Tuska, a więc postaci znane raczej z liberalnego niż państwowego podejścia do gospodarki i życia obywateli.

Tak dzieje się chociażby w przypadku rozbudowanych programów socjalnych, jak chociażby 500+ (dziś już 800+), 13 i 14 emerytura, program "Dobry Start" oraz bezpośrednie interwencje w ceny energii, węgla, opału, które właśnie procedowane są w Sejmie, jak mrożenie cen energii czy bon ciepłowniczy.

Czego chce Konfederacja? Program gospodarczy Mentzena pod lupą

Z oczywistych względów pomijamy tu resztę pisowskich narzędzi kierowania państwem, jak ogólny zamordyzm i chęć kontrolowania wszelkich, nawet statutowo niezależnych, instytucji państwa oraz wtykanie nosa w prywatne życie obywateli ze szczególnym XIX wiecznym podejściem do roli kobiet i ich praw. Skupiamy się bowiem na gospodarce.

Z kolei Konfederacja to także XIX wieczne podejście, ale przede wszystkim do gospodarki i roli państwa w jej rozwoju czyli, jak trafnie zresztą ujął to Kaczyński "darwinizm społeczny". Konfederacja proponuje typowy model konserwatywno-liberalny czyli mówiąc wprost dziki kapitalizm na wzór tego z Rosji lat 90. w epoce Borysa Jelcyna czy republik bananowych z Ameryki Łacińskiej.

Mentzen i jego najbliższe otoczenie w swoim programie postulują przede wszystkim ograniczenie roli państwa, deregulację i minimalizację podatków. Według wizji konfederatów obywatel jest pozostawiony sam sobie i albo odniesie życiowy sukces, albo trafi pod most czyli tak, jak np. w USA.

Mentzenowski kapitalizm z XIX wieku: jak nie zarobisz, to pod most

Co ciekawe Mentzen woli model ciężko harującego od świtu do nocy Polaka, którym - najczęściej za miskę ryżu - zarządza "człowiek sukcesu" właśnie w swojej manufakturze. Ostatnio oświadczył to publicznie podczas debaty z pisowskim premierem, Mateuszem Morawieckim. Przyznał, że inwestowanie w innowacje jest ryzykowne i mało opłacalne w świecie, w którym można mieć prostą produkcję (taka dominuje w III RP), którą zapewnia tani robotnik.

Nie widzi nic złego w tego typu feudalnych stosunkach w XXI wieku w kraju, leżącym w centrum Europy, który ma ambicję na coś więcej w Unii Europejskiej niż bycie tejże Wspólnoty tanią montownią. To o tyle szokujące, że do wygrywania z konkurencją przyzwyczaiły nas przez lata raczej kraje III Świata, a nie te rozwinięte, którym staramy się dorównać.

Konfederacja utrwala model feudalny: pan–właściciel i poddany–pracownik

Polityka społeczna Mentzena to nic innego jak utrwalanie rosnących nierówności społecznych, chociażby przez pozostawienie takich dziedzin jak ochrona zdrowia czy mieszkalnictwo tzw. niewidzialnej ręce rynku, która ma w cudowny sposób wszystko sama wyregulować. Jednym słowem: nie stać cie na lekarza? To twój problem, trzeba było więcej i ciężej pracować. Podobnie z dostępem domieszkań.

Mamy więc dwa skrajnie odmienne modele, których wyznawców łączy tylko miłość do Kościoła Katolickiego, ojczyzny (podkreślanie na każdym kroku "patriotyzmu"), niechęć do Unii Europejskiej jako silnie zintegrowanej federacji państw na wzór Stanów Zjednoczonych, odmienności seksualnej czy też roli imigrantów w społeczeństwie.

Mentzen odpowiada: „To PiS potrzebuje nas, nie odwrotnie”

Jak się okazuje to stanowczo za mało, przynajmniej jesienią 2025 roku i niewystarczająco na zbliżające się wybory w roku 2027. Stąd też sam Mentzen regularnie bije w Kaczyńskiego i PiS jak w bęben. Doskonale pokazuje to jego reakcja na nowy dokument, sygnowany przez Kaczyńskiego. Szef Konfederacji cały czas podkreśla, że "to PiS potrzebuje Konfederacji, a nie odwrotnie".

A skoro prezes PiS powiedział, że realizacja programu Konfederacji „wysadziłaby Polskę w powietrze”, to Mentzen błyskawicznie odpowiedział, iż jest odwrotnie, przy czym skrytykował działania Prawa i Sprawiedliwości, wymieniając m.in. muzułmańskich imigrantów, Zielony Ład, biurokrację, inflację, lockdowny jako elementy realnie szkodliwe dla Polski.

 

Dlaczego to PiS potrzebuje Konfederacji bardziej niż Konfederacja PiS-u?

Zastanówmy sie więc na chłodno dlaczego PiS potrzebuje Konfederacji? Po pierwsze: w przypadku wyborów PiS nie zdobędzie większości w Sejmie, pozwalającej samodzielnie rządzić. Potrzebuje więc partnera koalicyjnego, by mieć realny wpływ na władzę, a Konfederacja to jedyna prawicowa siła, która mogłaby im pomóc, teoretycznie nie licząc tych, których wprowadzi do parlamentu jawny faszysta Braun.

Po drugie: nie jest tajemnicą, że część elektoratu PiS, zwłaszcza tego o poglądach bardziej wolnorynkowych odpływa właśnie do Konfederacji, a współpraca mogłaby pomóc Kaczyńskiemu odzyskać część zaufania po prawej stronie sceny politycznej. Wbrew pozorom ma temu służyć dzisiejsza "Deklaracja Polska".

Kto zyska, a kto straci przed wyborami 2027?

Biorąc powyższe pod uwagę można przyznać więc rację Mentzenowi, który twierdzi, że Konfederacja na dziś nie potrzebuje PiS, doskonale zdaje sobie sprawę, że i tak nie będą rządzić samodzielnie, więc wie, iż i tak będzie w koalicji, bo może przecież porozumieć się pod pewnymi warunkami z Platformą Obywatelską, tak jak od lat robi Polskie Stronnictwo Ludowe, przepełnione konserwatyzmem światopoglądowym i mentalnym.

W razie czego pozostaną przez cztery lata w opozycji, tworząc prawdopodobnie trzeci co do wielkości klub w Sejmie. Ta kadencja pozwoli im na dalsze przejmowanie prawicowego elektoratu, szczególnie młodych wyborców, w tym tych, którzy w 2031 oddadzą swój głos w wyborach po raz pierwszy. Wśród młodych jedyną konkurencją dla Mentzena pozostaje bowiem jedynie Adrain Zandberg czyli polityk z przeciwnego bieguna.

Wychodzi więc na to, że to Mentzen będzie cierpliwie czekał na dalszy rozwój wypadków i to jak będą wyglądały zaloty ze strony Kaczyńskiego, a przecież do potencjalnego nawiązania trwałej relacji i konsumpcji związku pozostały jeszcze dwa lata, w trakcie których wiele może się wydarzyć.


 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Źródło: checkpress.pl Aktualizacja: 13/09/2025 13:39
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo checkPRESS.pl




Reklama
Wróć do