Reklama

W co gra Donald Tusk? Operacja wybory parlamentarne 2027 - kanalizacja buntu


Porażka kandydata KO, Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich, wcale nie musi być dla Donalda Tuska złą informacją i może pozwolić mu na zrzucenie niewygodnego bagażu wdzięczności.


Wtajemniczeni wiedzą, że w Polsce najważniejszym ośrodkiem władzy nie jest wielki pałac i urząd prezydenta, nie jest nim również pałac mały i funkcja premiera, rozumiana sama w sobie. Największą siłę daje pozycja lidera największej, a ściślej mówiąc -największej z rządzących frakcji parlamentarnych.

To właśnie tam znajdują się polityczne wpływy, skuteczne narzędzia i możliwości działania. Do tej pory, na przestrzeni 35 lat transformacji systemu, realizowano w Polsce dwie koncepcję sprawowania władzy: 1) pośrednią, kiedy szef największego ugrupowania spośród koalicji rządzącej nominuje na stanowisko prezesa rady ministrów marionetkę, a sam "pociąga za sznurki zza kulis"; oraz 2) bezpośrednią, gdy lider kluczowej rządzącej partii sam zostaje premierem.

Pierwszą drogę wybrali Marian Krzaklewski z AWS i Jarosław Kaczyński z PiS, drugą - Leszek Miller z SLD, a także dwukrotnie, pierwszy raz w latach 2007-2014, a drugi teraz, - Donald Tusk.

Przewodniczący KO doskonale wie, że aby nadal dominować w polskiej polityce musi utrzymać w rękach ster partii. Z jego punktu widzenia stanowi to kluczowe zadanie i strategiczny cel.

Żeby zrozumieć możliwą [hipotetyczną] grę Donalda Tuska, a także uświadomić sobie, jak skomplikowana jest polska polityka, w której często różnego rodzaju relacje przebiegają w układzie diagonalnym, czyli po przekątnej i w poprzek oficjalnej stratyfikacji partyjnej, trzeba postawić dwa fundamentalne pytania, które formułuję poniżej, i spróbować sobie na nie głębiej odpowiedzieć.

Co zyskał Donald Tusk na porażce Rafała Trzaskowskiego?

Ofensywa odłożona na później...

Polityczne alibi rozumiane w sensie prywatywnym, a więc jako wytłumaczenie dla niezrealizowanych obietnic, głównie o charakterze ideologiczno-światopoglądowym, chodzi m.in. o związki partnerskie, wolności seksualne, prawa kobiet i liberalizację prawa aborcyjnego.

Mimo upływu dwóch lat od przejęcia w Polsce władzy przez "Koalicję 15 Października" projekty ustaw w tych sprawach nie trafiły do parlamentu. Do tej pory alibi stanowiła sytuacja zwana z języka francuskiego cohabitation, a więc przeszkoda jaką był Andrzej Duda, prezydent z przeciwnego bieguna politycznego.

Tusk i jego otoczenie właśnie tą okolicznością tłumaczyło parlamentarny impas w tych sprawach oraz brak konkretnych inicjatyw parlamentarnych.

Jednak prawda jest zupełnie inna. Działania w zakresie kwestii ideologiczno-światopoglądowych blokował bardziej konserwatywny partner koalicyjny, -PSL. Lecz ludowcom wcale nie chodzi o sferę aksjologiczną, ale o cynicznym: "żonglowaniu" wartościami jako swego rodzaju kartą przetargową, w walce o stanowiska.

Winnym obstrukcji w ramach centrowo-lewicowej koalicji w kwestiach światopoglądowych był PSL, wszakże koalicja nie zgłosiła do laski marszałkowskiej żadnego konkretnego projektu ustawy, ale obwiniano za tę sytuację prezydenta Andrzeja Dudę, a priori zakładając, iż po uchwaleniu określonych ustaw, zawetuje je. Tak z pewnością by było, ale nie to jest ważne.

Premier Donald Tusk podczas posiedzenia rządu

Donald Tusk potrzebuje problematyki światopoglądowej i zapewne jej użyje, lecz później, wtedy kiedy będzie mu to najbardziej na rękę i kiedy stanie się mu to potrzebne.

Gdyby Donald Tusk naprawdę chciał zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich, użyłby światopoglądu już teraz. Przed 18 maja, a najpóźniej przed 1 czerwca 2025 roku na biurko prezydenta Dudy trafiłyby konkretne ustawy w sprawach związków partnerskich czy praw kobiet, w tym przede wszystkim liberalizacji ustawy antyaborcyjnej.

W terminie wyborów prezydenckich można było zorganizować referendum w zakresie liberalizacji prawa aborcyjnego. Wszystkie te działania tworzą lewicowo-liberalną agendę i w ten sposób pomogłyby Rafałowi Trzaskowskiemu.

Sęk w tym, że Donald Tusk tego nie zrobił, bo potrzebuje tych tematów później, w odpowiednim momencie. Kiedy...? Przed wyborami parlamentarnymi w 2027 roku.

Oszczędzanie amunicji na najważniejszą bitwę

Dlatego zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego wcale nie było Donaldowi Tuskowi i jego środowisku na rękę. Gdyby Trzaskowski zwyciężył w elekcji prezydenckiej, nie byłoby już alibi w postaci prezydenta sabotującego działania rządu. Skończyłoby się tłumaczenie. Konkretne ustawy musiałyby zostać przeforsowane teraz.

Nie o to chodziło. W ten sposób Tusk wystrzelałby się z amunicji, a wyborcy mają krótką pamięć. Po zrealizowaniu jednych obietnic oczekują załatwienia innych spraw, a te nie muszą okazać się już tak efektowne i spektakularne.

Stąd porażka Rafała Trzaskowskiego jest Tuskowi na rękę, bo utrzymał alibi, które wcześniej stanowił Andrzej Duda, a teraz będzie nim jeszcze bardziej wyrazisty w prawicowych poglądach, prezydent Karol Nawrocki.

Jarosław Kaczyński – prezes PiS

Prawdopodobnie Tusk użyje ustaw światopoglądowych w roku 2026. Wówczas prezydent w oczywisty sposób je zawetuje. Wtedy rząd sięgnie po kluczowego asa atutowego z rękawa: podobnie, jak zrobił to PiS w roku 2023, ogłosi tyle, że w roku 2027 referendum w sprawie aborcji, razem z wyborami. To stworzy światopoglądową agendę w trakcie kampanii wyborczej do parlamentu i zmobilizuje lewicowo-liberalny elektorat w wielkich miastach, a przede wszystkim uruchomi całe rzesze kobiet, które całymi grupami mogą podążać do lokali wyborczych.

Zjadanie przystawek

Aby bodziec światopoglądowy mógł skutecznie zadziałać, potrzebna jest jedna rzecz: przejrzystość sceny politycznej i ostrość obrazu. W warunkach, kiedy o głosy wyborców walczy pięć czy więcej ugrupowań, pewne treści mogą się słabiej przebijać do opinii publicznej i nie wywoływać silnego rezonansu. Jednak Tusk wie, że za dwa lata, w roku 2027 może zaistnieć inna sytuacja; o czym on zresztą marzy.

Celem Tuska jest zjedzenie tego, co od czasów wchłonięcia przez PiS koalicyjnych partnerów: "Samoobrony" oraz LPR, nazywa się "przystawkami". Również KO ma swoje "przystawki", -są nimi polityczni sojusznicy potrzebni do rządzenia: TD oraz NL. Proces rządzenie w Polsce kształtuje się w ten sposób, iż dużo większe koszty związane ze sprawowaniem władzy ponoszą mniejsi alianci, którzy w pewnym momencie znikają i zostają [przynajmniej istotna ich część] wchłonięcie przez większego partnera.

Taki los spotkał w latach 2005-2007 koalicjantów PiS: "Samoobronę" oraz LPR. Systematyczne spadki w kolejnych badaniach preferencji politycznych wskazują, iż to samo spotka sojuszników KO: TD i NL. Wtedy Tusk zaproponuje im "wejście na Platformę".

W wyborach parlamentarnych 2027 roku ukształtuje się bardzo przejrzysta scena polityczna. Przejrzystość jest niezwykle istotna, gdyż tworzy zrozumiały dla wyborców obraz. Właśnie w takich okolicznościach istnieją najlepsze pod względem socjotechnicznym warunki, aby forsować w ramach opinii publicznej tematy, które polaryzują a jednocześnie - jako konsekwencja polaryzacji - mobilizują społeczeństwo. Takim tematem jest m.in. aborcja.

Strajk Kobiet – manifestujące kobiety walczą o cofnięcie zmian wprowadzonych przez Trybunał Konstytucyjny

Na placu bitwy pozostaną cztery siły polityczne: dwie stare - KO i PiS; oraz dwie nowe: Konfederacja, a także partia 'Razem".

Po wyborach kluczowa może okazać się pojęcie zdolności koalicyjnej. Ten atut jest zdecydowanie po stronie KO. W takim układzie będzie ona mogła spróbować budować większość sejmową z "Razem", które w tej sytuacji nie będzie miało zbyt wielkiego pola manewru, ale niewykluczony jest również ruch KO w drugą stronę i w razie niepowodzenia rozmów z Razem, próba pozyskania do wspólnego rządzenia Konfederacji.

Przewagą KO nad PiS jest fakt, że w ewentualnych rozmowach koalicyjnych dysponuje ona dwoma szerokimi wymiarami manewru: 1) kulturowo-światopoglądowym, jak również 2) społeczno-gospodarczym.

To co może łączyć KO z "Razem", to wartości, które amerykański socjolog, -Ronald Inglehart określa w The Silent Revolution [niewidzialnej rewolucji] w ślad za psychologiem, -Abrahamem Maslowem jako wartości postmaterialne, a więc wartości związane z wyższymi potrzebami kulturowymi, samorealizacją i prawami człowieka; tymczasem, to co może przyciągać KO i Konfederacją, a zwłaszcza być niezwykle atrakcyjne dla działających w ramach KO grup interesów i ośrodków nacisku, to wolnorynkowe spojrzenie na gospodarkę.

Jakiekolwiek inne manewry po wyborach w 2027 roku są niemożliwe. PiS na pewno nie stworzy koalicji z "Razem", tego rodzaju wariant jest wykluczony. Z pewnych względów, zwłaszcza z uwagi na inne spojrzenie na gospodarkę oraz etatystyczne i socjalne skłonności PiS, Konfederacji trudno byłoby zawrzeć koalicję z partią Jarosława Kaczyńskiego.

Tudzież dla wtajemniczonych nie jest tajemnicą, że pomiędzy politykami KO [przynajmniej niektórymi] i Konfederacji, jest to, co zakochujący się w sobie ludzie nazywają "chemią". Z perspektywy pewnych rozwiązań gospodarczych i podatkowych koalicja KO i Konfederacji mogłaby okazać się bardzo spójna i zyskać potężne wsparcie medialne - takimi zagadnieniami jest np. przywrócenie handlowych niedziel, niskie podatki, czy cięcia socjalu, czyli, powstrzymanie wzrostów płacy minimalnej. Czyli radykalna zmiana gospodarczego kursu i powrót do tego, co miało miejsce przed rokiem 2015, a zatem odkręcenie polityki socjalnej.

Co jeszcze zyskuje Donald Tusk na skutek przegranych przez Rafała Trzaskowskiego wyborów parlamentarnych?

Wzmocnienie polaryzacji

System, jaki stworzyły PO i PiS jest dysfunkcjonalny z punktu widzenia jakości państwa czy poziomu kultury życia publicznego; to co może być jednak dysfunkcjonalne i destrukcyjne w perspektywie uniwersalnej, w sensie partykularnym może się opłacać i być na wskroś funkcjonalne w rozumieniu dwóch dominujących partii.

Socjologia zna teorię konfliktu, która głosie, że - paradoksalnie - konflikt pod pewnymi względami może być funkcjonalny, przyczyniając się do zacieśniania więzów oraz relacji wewnątrzgrupowych, wzmocnienia konformizmu i dyscypliny, zmniejszenia skłonności do działań dewiacyjnych i odchyleń, a także uwypuklenia silnej roli przywództwa oraz centralnego, hierarchicznego zarządzania w odziaływaniu na grupę.

W 2005 roku stworzono w Polsce warunki politycznej gry określanej jako polaryzacja. Została ona pogłębiona o traumatyczne i nostalgiczne wydarzenie, którym stała się katastrofa smoleńska. Mitem założycielskim tego podziału okazała się właśnie: katastrofa smoleńska.

Polaryzacja bierze się z pewnego dialektycznego układu, którego w warstwie filozoficznego znaczenia pojęcia dialektyki, -twórcą jest Georg Wilhelm Fridrich Hegel. O co chodzi w dialektyce? Aby powstały negatywne, dwubiegunowe, często antagonistyczne relacje, które, wbrew pozorom, wcale nie unieważniają stron, lecz nawzajem legitymizują.

Jak opisywali filozofię dialektyki Hegla, -fenomenolog Maurice Merleau-Ponty i egzystencjalista, -Jean Paul Sartre, w dialektyce kochankowie tkwią w antagonistycznym uścisku, w którym nienawidzą się, ale jednocześnie kochają. Paradoksalnie, ta nienawiść i wrogość ich legitymizuje. Jak powiedział kiedyś polski politolog, Marek Migalski z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach: polaryzacja to taki układ, w którym tam gdzie dwóch się bije, tam tych dwóch korzysta.

Filozof Maurice Merleau-Ponty

Do tej pory, na przestrzeni 20 ostatnich lat, beneficjentami dialektyki, okazywały się na przemian PO/KO i PiS, raz jedni zdobywali władzę, innym razem rządzili drudzy. Jednak w rezultacie procesów demograficznych, jak również pokoleniowych zmian w polskiej polityce, polaryzacja zaczęła słabnąć. A właściwie, ujmując problem precyzyjniej i bardziej głęboko, odwołując się do analizy socjologicznej, -polaryzacja skomplikowała się i rozwarstwiła.

Oprócz głównej osi polaryzacyjnej - PO-PiS - coraz silniej zaczęła ujawniać się druga: "Razem"-Konfederacja. Te procesy zaczęły się już w 2015 roku, czego egzemplifikacją byłą popularność nowych postaci na polskiej scenie politycznej - Kukiza oraz Zandberga, ale na dobre dała o sobie znać w roku 2023, kiedy do Sejmu z bardzo dobrym rezultatem weszła "Trzecia droga" [projekt wyborczy TD i PSL] oraz przyzwoity wynik zdobyła Konfederacja.

Gdyby nie ta druga, słabsza oś polaryzacji, prawdopodobnie PiS utrzymałby w Polsce władzę, zaś Rafał Trzaskowski został prezydentem Polski. Właśnie najsilniej słabnąca polaryzacja uderzyła w włodarza Warszawy i pretendenta KO na urząd prezydenta RP, gdy dosłownie, przed zaledwie kilkoma dniami, 1 czerwca 2025 roku, przegrał wybory prezydenckie.

Rozbrojenie "bomby"...

Ale paradoksalnie, porażka Trzaskowskiego jest, patrząc z tej perspektywy, również w interesie Donalda Tuska. Otóż, właśnie w socjologii, w ramach teorii konfliktu, istnieje zagadnienie rozładowania napięcia i kanalizacji buntu. Krótko mówiąc, dla Tuska korzystne jest to, że kryzys nastąpił teraz, w roku 2025, podczas wyborów prezydenckich, a nie dwa lata później, kiedy rozstrzygać się będą wybory parlamentarne.

Dla Donalda Tuska o wiele ważniejsze jest to drugie wydarzenie. Od niego bowiem zależy czy zdobędzie narzędzia do rządzenia. Trzaskowski wziął na siebie efekt konfliktu, zogniskował i skanalizował napięcie na własnej osobie. Rozładował napięcie oraz frustrację i być może w ten sposób oczyścił Tuskowi przestrzeń przed wyborami parlamentarnymi w 2027 roku.

Zwycięstwo Trzaskowskiego mogłoby przesunąć moment kryzysu i wyładowania społecznego buntu za dwa lata. Wówczas ofiarą tego procesu mógłby się okazać Tusk. Używając języka inżynieryjnego: być może Trzaskowski został użyty jako coś w rodzaju odgromnika lub wabika na torpedy wystrzeliwane w kierunku okrętów podwodnych; wabiki pozwalają odsunąć torpedy od celu. Trzaskowski został wysłany na "minowe pole", odgrywając rolę "sapera", któremu "bomba wybuchła w rękach".

Polaryzacja w Polsce słabła między innymi również dlatego, że osłabiony został prawicowo-konserwatywny biegun polityki. Tu w grę wchodziły przyczyny zarówno obiektywne, jak i subiektywne; biologiczne i charakterologiczne: Jarosław Kaczyński z racji wieku i upływających lat, wyraźnie traci polityczny temperament, nie posiada już takiej charyzmy, jak dawniej; zaś prezydent Andrzej Duda nigdy nie był ostry i ma raczej koncyliacyjny, mało stanowczy i niezdecydowany charakter.

Ani Kaczyński, ani Duda nie tworzą już takiego zwarcia. Tymczasem Donald Tusk, aby mobilizować lewicowo-liberalny elektorat oraz wielkomiejskie zasoby KO, właśnie takiego ostrego zwarcia i intensywnego konfliktu potrzebuje.

Tu ważne są względy ogólne, uniwersalne niż jednostkowe czy szczegółowe rozwiązania. Kalkulacja Tuska i jego otoczenie jest pragmatyczna. Jak twierdził "ojciec" pragmatyzmu, amerykański filozof, -Charles Sanders Peirce w odróżnieniu od innego pragmatysty, -Wiliama Jamesa: istnieje te, co ogólne, a nie to co jednostkowe.

Jak pisał Peirce: "Ogólność wchodzi w rzeczywistość, jest nieodzownym składnikiem rzeczywistości; czysta [jałowa] indywidualna egzystencja lub zdarzeniowość pozbawiona regularności, jest niczym: nicością.

Rafał Trzaskowski – prezydent Warszawy

Orientacja na uniwersalia

Ważniejszy od konkretnych, jednostkowych tematów, haseł, czy określonych ustaw jest ogólny obraz, który pozwala zbudować ten element, który w marketingu politycznym nazywa się: przekazem kluczowym. Chodzi o stworzenie ogólnej, uniwersalnej narracji, która przemówi do wyborców i ich zmobilizuje.

Głosy rozkładają się w ramach tych fenomenów, które osobiście nazywam wymiarem nastroju. Czynnik jakościowy warunkuje efekty ilościowe i matematyczne. Nie odwrotnie

Usposobienie Rafała Trzaskowskiego w gruncie rzeczy przypomina cechy charakterologiczne oraz sposób postępowania Andrzeja Dudy. Gdyby prezydentem Polski został włodarz Warszawy, dążyłby raczej do zasypywania podziałów i koncyliacji niż konfliktu. Zabiegał również o poparcie drugiej połowy społeczeństwa, która na niego nie głosowała. Sukcesywnie pozyskiwałby kolejne środowiska znajdujące się po drugiej stronie politycznej sceny.

Tu interes Trzaskowskiego i Tuska rozmijał się. Pierwszy potrzebuje pokoju, zaś drugi -wojny. Dlatego, wbrew pozorom, porażka Trzaskowskiego może opłacać się Tuskowi. Tusk zamierza doprowadzić do sytuacji gorącego konfliktu politycznego. Nawrocki pasuje do tej koncepcji wręcz modelowo, Trzaskowski raczej łagodziłby rozmiary zderzenia. Idealnym wariantem kształtu sceny politycznej dla lidera KO jest taki układ, kiedy na placu boju, przed wyborami parlamentarnymi w 2027 roku, pozostaną tylko trzy ugrupowania: KO, PiS i Konfederacja.

Metoda przeliczania głosów na mandaty - D'Hondta - przy ilości trzech ugrupowań startujących w wyborach do Sejmu, zadziała zupełnie inaczej niż w przypadku sześciu czy pięciu i da też inne wyniki. Z tym założeniem koresponduje możliwość zagrania na negatywnych emocjach i straszenia Polaków recydywą populistyczno-narodowo-konserwatywnych rządów.

Dyskomfort psychiczny zażegnany

Porażka prezydenta Warszawy w ogólnopolskich wyborach prezydenckich jest dla Tuska i całego jego środowiska [Sikorski, Giertych] korzystna z przynajmniej kilku jeszcze innych powodów. Trzaskowski jest politykiem względnie dobrze wykształconym, znającym języki obce poliglotą, o dobrych zdolnościach komunikacyjnych oraz dużych kwalifikacjach dyplomatycznych.

Krótko mówiąc, posiada duże zasoby kapitału kulturowego, które może skutecznie konwertować na kapitał symboliczny. Gdyby został prezydentem, szybko mógłby stać się politykiem popularnym, przewyższającym popularnością Donalda Tuska, który z kolei posiada duży odczyn negatywnego kapitału kulturowego. Suma summarum, w polskiej polityce i w przestrzeni publicznej prawdopodobnie brylowałby Trzaskowski a nie Tusk. On też byłby zapewne liderem wszelkich rankingów zaufania.

W ten sposób, Tusk zostałby przez wymowę faktów, redystrybucję prestiżu, precedencję w trakcie oficjalnych wydarzeń zmuszony, aby się z Trzaskowskim liczyć. 15 sierpnia, w dniu Wojska Polskiego, to Rafał Trzaskowski jechałby w kabriolecie na czele defilady polskiej armii, a nie Tusk. Dla premiera oraz lidera KO oznaczać mogło to tylko jedno: ogromne upokorzenie.

Ten którego zawsze w wewnątrzpartyjnych spekulacjach wymieniano jako jedynego w PO możliwego polityka do zastąpienia Tuska na pozycji lidera, stałby się nagle numerem jeden.

Kaczyński i Tusk, choć mentalnie są bardzo różni, w pewnych sferach noszą cechy podobne: nie cierpią dzielić się władzą, zwłaszcza z kimś, kto był w przeszłości ich protegowanym, a później, w jakiś sposób im zagrażał i tworzył konkurencję. Zarówno przywódca PiS, jak i lider KO zdecydowanie bardziej wolą sytuację, w której z nikim nie muszą się władzą dzielić.

Porażka Trzaskowskiego spowodowała, że w ten sposób Tusk uniknął długotrwałego psychicznego dyskomfortu i upokorzenia.

Jak pokazuje historia prezydentury w Polsce, stosunki pomiędzy prezydentem oraz jego politycznym zapleczem i jego liderem, zawsze się jakoś komplikują. Prezydenci autonomizują się. Zaplecze próbuje ich okiełznać i forsować własne rozwiązania.

Tak było w relacjach Aleksandra Kwaśniewskiego z Leszkiem Milerem, na mniejszą skalę -Bronisława Komorowskiego z Donaldem Tuskiem, a także, o czym mało kto wie, Lecha Kaczyńskiego z Jarosławem Kaczyńskim; w tym ostatnim przypadku napięcia również istniały [o czy świadczy choćby stosunek do Zbigniewa Ziobry i przeciek w aferze gruntowej], tyle tylko, że były skutecznie wyciszane, bo wszystko zostawało w rodzinie. Zawsze prędzej czy później, mały pałac konfrontował się z wielkim.

Za kulisami Giertych i Sikorski

Żeby zrozumieć politykę, trzeba patrzeć na nią przez wymiar molekularny, tak aby dostrzec złożone, skomplikowane, czasami krzyżujące się, przeplatające, mieszające i idące w poprzek podziały politycznego, relacje diagonalne. Postrzeganie polityki przez pryzmat zamkniętych, oddzielonych i wyizolowanych partii, w których wszyscy zgodnie współpracują, jest mocno naiwne.

Ton polityce w większym stopniu nadają - niestety - struktury interesów niż struktury wartości. O przyjmowaniu konkretnych strategii, a także rozgrywek taktycznych decydują w pierwszej kolejności grupy interesów i ośrodki nacisku, a nie partie; te grupy interesów najczęściej nie sprowadzają się do ram jednej partii, transcendują do jej otoczenia, obejmują pokrewne środowiska, a czasami nawet rozciągają się fragmentarycznie na kilka partii.

Grupą, która rozdaje karty w ramach KO jest środowisko towarzyskie: Tusk-Sikorski-Giertych. Wtajemniczeni doskonale wiedzą o dobrych kontaktach lidera KO z Anne Elizabeth Applebaum-Sikorską, prywatnie żoną Radosława Sikorskiego, współautorką książki o Tusku.

Przywódca KO nie był entuzjastą kandydatury Trzaskowskiego na prezydenta. W ferworze walki o status lidera partii, zaraz po powrocie Tuska z Brukseli, pacyfikując ambicje Trzaskowskiego zorientowane na zostanie przewodniczącym KO, po Borysie Budce, dał prezydentowi Warszawy słowo, że poprze go w wyborach na prezydenta Polski; Tusk miał wówczas powiedzieć: "za cztery lata wszyscy Cię Rafał poprzemy". Tym samym Tusk znalazł się w niezręcznej sytuacji, bo stał się niewolnikiem własnych słów.

Sposobem na pozbycie się Trzaskowskiego miałaby być idea jednego kandydata na prezydenta całej "Koalicji 15 Października" forsowana przez PSL. Wiadomo, że z uwagi na nurt ludowo-konserwatywny w obozie rządzącym, raczej wspólnym kandydatem Trzaskowski być by nie mógł. Drugą zagrywką były wewnętrzne prawybory w KO, które, w zamyśle Tuska mogły stworzyć szansę dla Sikorskiego. Jednak przytłaczająca większość działaczy postawiła na Trzaskowskiego.

Gdyby Trzaskowski został prezydentem, jego talenty, predyspozycje, przychylność mediów oraz establishmentu, sprawiłyby prawdopodobnie, że sprawowałby urząd prezydenta przez dwie kadencje. Za 10 lat, w polskiej polityce zapewne nie byłoby już ślady ani po Sikorskim, ani po Tusku. Za 10 lat Sikorski byłby już zbyt zaawansowany wiekowo, aby ubiegać się o funkcję Głowy Państwa.

Ale za 5 lat środowisko Sikorskiego i Tuska może być wciąż w grze, i na to właśnie liczą.

------------------------------------

Roman Mańka

Autor jest wykładowcom akademickim - wykłada socjologię, politologię, współczesne systemy polityczne oraz filozofię. Od wielu lat, w ramach warszawskiej Fundacji FIBRE zajmuje się analizami z zakresu fenomenologii, hermeneutyki, filozofii krytycznej, filozofii polityki i socjologii polityki; bada rzeczywistość polityczną w Polsce i na świecie, związaną z funkcjonowaniem systemów politycznych, przestrzeni publicznej, opinii publicznej, mediów, a także klientelistycznych sieci korzyści [grup interesów] oraz zorganizowanych struktur przestępczych i środowiska służb specjalnych.

W przeszłości dziennikarz śledczy oraz dziennikarz ekonomiczny. Opisywał między innymi działalność gangów o charakterze zbrojnym, jak również zjawiska wymuszeń rozbójniczych, sutenerstwa, prostytucji, kradzieży samochodów na zlecenie, przemytu nielegalnego alkoholu oraz produkcji podrabianych papierosów.

Na łamach prasy ogólnopolskiej i m.in. portali Interia opisał proceder kupowania głosów w wyborach samorządowych na masową skalę przez zorganizowane struktury przestępczej, korupcji lokalnych polityków, a także afery w kontrolowanej przez PSL spółce "Elewarr" oraz Internetowym Domu Maklerskim. Ujawnił także bezprawną działalność parabanków.

Jest autorem sześciu książek z zakresu problematyki popularno-naukowej, jak również dziennikarstwa śledczego, m.in. szczegółowo opisał sprawy śmierci Barbary Blidy, porwania i zabicia Krzysztofa Olewnika oraz tajemniczego morderstwa premiera PRL - Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej. Komentator i analityk wydarzeń społeczno-politycznych oraz kulturowych.

Czy premier Donald Tusk powinien złożyć wniosek o wotum zaufania do rządu Koalicji 15 października?

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Źródło: checkPRESS Aktualizacja: 12/06/2025 01:09
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Urszukla Szabłowska - niezalogowany 2025-06-05 13:02:39

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo checkPRESS.pl




Reklama
Wróć do