Reklama

Jak powstała afera KPO? PiS odpowiada za jachty, solaria i dotacje dla znajomych polityków


Krajowy Plan Odbudowy miał być receptą na gospodarcze problemy po pandemii, w tym dla branży HoReCa, która ucierpiała na lockdownach jako jedna z pierwszych. Niestety, zamiast pomocy, mamy dzisiaj największą aferę z publicznymi pieniędzmi ostatnich lat, która - co należy podkreślić - nie rozpoczęła się za rządów Donalda Tuska, lecz za czasów PiS i gabinetu Mateusza Morawieckiego.


Być może dziś mówilibyśmy o aferze partii Kaczyńskiego, gdyby nie to, że za rządów PiS KPO było blokowane przez Komisję Europejską ze względu na problemy z praworządnością i zarządzaniem funduszami unijnymi. Ten impas trwał aż do końca 2023 roku, uniemożliwiając PiS skuteczne uruchomienie miliardów euro z KPO.

Dopiero zmiana rządu w 2024 roku i objęcie stanowiska ministra funduszy przez Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz dało sygnał do „ruszenia” programu. I wtedy też szybko okazało się, że pojawił się problem: w funduszu zostało więcej pieniędzy niż firm spełniających pierwotne, restrykcyjne kryteria wsparcia.

Afera KPO – jak zmiana kryteriów otworzyła drogę do nadużyć

I tu właśnie minister Pełczyńska podjęła kosztowną dla wizerunku całego rządu Tuska decyzję, która rozłożyła program na łopatki – osobiście nakazała poluzowanie kryteriów przyznawania dotacji. Minimalny spadek obrotów, który musiała wykazać firma, zmniejszył się z 30 proc. do 20 proc. Dzięki temu mogli się o środki ubiegać nawet przedsiębiorcy, którzy radzili sobie na tyle dobrze, że pierwotnie nie kwalifikowali się do pomocy. A branża restauracyjna jest jak wiadomo bardzo dochodowa.

W efekcie do programu dopuszczono także firmy spoza sektora HoReCa, rozmywając jego cel i sens. W wywiadach Pełczyńska-Nałęcz tłumaczyła to koniecznością wykorzystania dostępnych środków: „Musieliśmy znaleźć sposób, by wykorzystać dostępne środki – nie mogły one pozostać niewykorzystane, zwłaszcza że przedsiębiorcy nadal borykają się z trudnościami po pandemii.”

Dotacje z KPO na jachty i solaria – przykład rozrzutności i braku kontroli

To, co jednak wydarzyło się potem, to już nie są błędy, lecz skandal. Pieniądze z KPO zaczęły płynąć na absurdalne inwestycje: luksusowe jachty kupowane przez firmy, które formalnie były gastronomiczne, solaria działające w lokalach gastronomicznych, mobilne ekspresy do kawy i sprzęty nieprzystające do realiów wsparcia, a także np. inwestycje w wirtualne strzelnice i platformy do nauki brydża.

Do tego dochodzi proceder wyłudzeń – część firm była celowo zakładana, sprzedawane i „obracana”, aby spełnić formalne warunki i zdobyć dotacje.

Terenowe agencje rozwoju rynku i inne jednostki odpowiedzialne za obsługę programu były w dużej mierze - o dziwo - także obsadzone przez działaczy PiS, podobnie jak spółki "załatwiające" dotacje na jachty czy solaria – co wskazuje na zorganizowaną sieć powiązań i wpływów sprzyjających wyłudzeniom.

Afera nie ominęła także polityków partii rządzącej. Prominentni działacze Platformy Obywatelskiej i ich rodziny również korzystali z dotacji. Wszystkich przebiła posłanka Koalicji Obywatelskiej, Katarzyna Królak, która nie kryła się z tym, mówiąc w Polsacie: „Żyjemy w takim świecie, w którym ludzie mają prawo pisać wnioski o dofinansowanie. Połowa mojej rodziny i bliskich dostała wsparcie z KPO.”

Co więcej, żona posła Artura Łąckiego z Koalicji Obywatelskiej otrzymała ponadmilionową dotację na rozbudowę ośrodka wypoczynkowego, co wywołało falę pytań o transparentność przyznawania tych środków.

Pełczyńska-Nałęcz pod ostrzałem – śledztwa KE, OLAF i polskiej prokuratury

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to musi zostać dokładnie skontrolowane, by uniknąć zarzutów o nepotyzm i nadużycia, które mogłyby podważyć wiarygodność rządu Donalda Tuska.

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz

Tymczasem minister Pełczyńska-Nałęcz konsekwentnie zrzuca odpowiedzialność na Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, podkreślając: „To PARP oraz operatorzy programów odpowiadają za realizację wsparcia. Resort nadzoruje, ale nie decyduje o każdym szczególe.”

Tyle, że polityczka Polski 2050 mija się z prawdą, bo była już prezes PARP, Katarzyna Duber-Stachurska, jednak wskazuje, że ministerstwo zatwierdzało kluczowe decyzje i znało sytuację. Także tę z zakupem jachtów. To Pełczyńska ponosi pełną odpowiedzialność polityczną i merytoryczną.

Zanim mleko się rozlało w miniony piątek, w obliczu zbliżającego się skandalu minister po cichu, bez medialnego rozgłosu, odwołała kilkanaście dni temu prezes PARP – zamiatając sprawę pod dywan. Nie pojawiła się publicznie na konferencji, wysyłając zastępcę oraz komunikując się jedynie przez lakoniczne wpisy na platformie X i unikając trudnych pytań.

Rząd zawiadomił Komisję Europejską o problemie z KPO 

Tymczasem Komisja Europejska wraz z OLAF-em, Prokuraturą Europejską, polską Prokuraturą Okręgową w Warszawie oraz Najwyższą Izbą Kontroli prowadzą postępowania wyjaśniające i kontrole.

Jeśli minister nie zostanie zdymisjonowana po jutrzejszym posiedzeniu rządu, będzie to jasny sygnał, że władze akceptują rozrzutność i brak transparentności w wydawaniu publicznych pieniędzy. Moim zdaniem Donald Tusk nie będzie miał innego wyboru, chociaż nie takie cuda działy się już w rządzie.

To niemal na pewno przekreśli szanse Pełczyńskiej-Nałęcz na stanowisko wicepremiera jesienią i grozi poważnym kryzysem w koalicji rządowej, który może wybuchnąć już wkrótce, jeśli premier będzie konsekwentny w zapowiedziach o tym, że minister, który zawiedzie zostanie pożegnany bez żalu.

Polityka w Polsce po raz kolejny pokazuje, że interes partyjny i układy są ważniejsze niż interes obywateli. Czas na przejrzystość i odpowiedzialność – zanim kolejna wielka kasa zostanie zmarnowana.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Źródło: checkPRESS
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo checkPRESS.pl




Reklama
Wróć do