
Nie ustają ukraińskie ataki dronowe na rosyjskie instalacje i zakłady przetwarzania ropy naftowej. Efekty tych działań są coraz bardziej odczuwalne przez zwykłych mieszkańców Federacji Rosyjskiej, szczególnie na dalekim wschodzie. Co ciekawe kryzys paliwowy dotknął też okupowanego przez wojska Putina Krymu, gdzie wprowadzono reglamentację benzyny.
Szacuje się, że na skutek ukraińskich nalotów na rafinerie zdolności produkcyjne Rosji w wytwarzaniu benzyn i oleju napędowego spadły aż o 20 proc. To dobre dane dla obrońców Ukrainy, ponieważ oznaczaj one kurczenie się potencjału zarówno całej gospodarki, jak i wojsk rosyjskiego agresora.
Kryzys paliwowy w Rosji ma też niebagatelne znaczenie psychologiczne i społeczne, bowiem po raz pierwszy tak dotkliwie zwykli Rosjanie odczuwają na własnej skórze skutki inwazji na sąsiada. A ponieważ ZSU, czyli Zbrojne Siły Ukrainy nie ustają w atakach, czego przykładem jest chociażby ostatnia noc, to dotychczasowe problemy z zaopatrzeniem prawdopodobnie będą się jeszcze pogłębiać.
Władze w Moskwie, co podaje również oficjalnie rządowa agencja TASS, wprowadzają od 1 października 2025 roku całkowity zakaz eksportu benzyny przez podmioty, które nie są producentami paliw. Według Kremla obostrzenia te mają potrwać przynajmniej do końca października z możliwością przedłużenia.
Z kolei według niezależnego dziennika "The Moscow Times" rząd ma już nowe plany, które "sugerują, że zakaz eksportu benzyny może zostać przedłużony do końca roku 2025". Z kolei jeśli chodzi o olej napędowy Rosjanie planują częściowy zakaz importu, który będzie obowiązywał firmy niebędące jednocześnie producentami, a więc przede wszystkim pośredników.
Zmniejszona o jedną piąta podaż paliw spowodowała wzrost jego cen na rosyjskich giełdach. Rekordowy pod tym względem okazał się wrzesień bieżącego roku, kiedy to cena AI‑95 osiągnęła cenę 82380 rubli za tonę. Biorąc pod uwagę ceny z początku 2025, cena wzrosła o ponad połowę.
Problemy z zakupem benzyny dotyczą już nie tylko prowincji i takich miast, jak Riazań, Niżny Nowogród, Saratów, Samara, Uljanowsk, Penza, Rostów nad Donem, Astrachań czy Obwód Biełgorodzki, ale także kluczowe rosyjskie ośrodki z Moskwą i Petersburgiem na czele.
W tych dwóch najważniejszych miastach federacji wprowadzono ograniczenia polegające np. na zakazie tankowania do kanistrów na stacjach Lukoil, a duża część prywatnych dystrybutorów wprowadziła limit jednorazowego tankowania do zaledwie 10 czy 20 litrów benzyny.
W niektórych regionach, szczególnie położonych na dalekim wschodzie Rosji, jak Amur, Magadan, Sachalin, Chabarowsk Kraj, Jakucja, Autonomiczny Okręg Żydowski czy Czukotka braki są tak duże, że prywatne stacje w ogóle nie mają możliwości zakupu paliw do dystrybucji, a część z nich postanowiła zamknąć się na czas kryzysu, by nie generować strat.
Jeszcze inna sytuacja panuje na okupowanym przez Rosję ukraińskim Krymie, gdzie obowiązuje ścisła reglamentacja benzyn, a dodatkowo tamtejsze władze ustanowione przez Kreml postanowiły zamrozić na 30 dni ceny paliw. Okupacyjny gubernator Siergiej Aksjonow opublikował wczoraj komunikat, z którego wynika, że kierowcy będą mogli jednorazowo kupić tylko do 30 litrów benzyny.
„Proszę mieszkańców Krymu, aby nie robili zapasów benzyny i tankowali swoje pojazdy jak zwykle” – zaapelował przedstawiciel okupanta w swoich mediach społecznościowych. Jest to oczywiste granie na zwłokę, ponieważ w sierpniu i wrześniu wojska Ukrainy przeprowadziły udane ataki dronowe na kluczowe rafinerie na terenie całej Federacji Rosyjskiej, powodując często nieodwracalne w najbliższych miesiącach uszkodzenia.
Przykładowo rafineria Rosneftu w Riazaniu utraciła 48 proc. swych mocy produkcyjnych, nie działa też należąca do tego samego koncernu rafineria w Nowokujbyszewsku i Kujbyszewie. Poważne problemy ma też zakład w Saratowie, gdzie w ogóle nie podano nawet orientacyjnej daty wznowienia działalności.
Ostatnie ataki na co najmniej 10 rafinerii w Rosji doprowadziły do utraty około 20 proc. zdolności przetwórczych, co przekłada się w skali produkcji na mniej więcej 1,1 miliona baryłek dziennie. Trzeba też wspomnieć o atakach ukraińskich dronów, które spadły na całe kompleksy rafineryjne, gdzie wytwarza się nie tylko olej napędowy czy benzynę, ale także inne ważne chemikalia, jak amoniak, kerosen czy polietylen.
W ubiegłym tygodniu nalot na pozostający pod kontrola Gazpromu kompleks petrochemiczny Salawat doprowadził do całkowitego wstrzymania produkcji. Podobny los spotkał także zakład produkcyjny w Ufie oraz stację pomp ropy naftowej Czuwaśka w regionie Czuważ, która od 27 września pozostaje całkowicie niezdolna do pracy.
Na niekorzyść Rosji działa także fakt, że prawdopodobnie już wkrótce Ukraina i jej siły zbrojne otrzymają od Stanów Zjednoczonych pociski manewrujące dalekiego zasięgu Tomahawk, które mogą uderzać w cele oddalone nawet o 2 i pół tysiąca kilometrów. W tej chwili koszt zakupu jednej tego typu rakiety to 1,3 mln dolarów.
Nie jest to więc tania broń, ale za to pozwoliłaby ona uderzać w strategiczne cele na terytorium Rosji, które na ten moment leżą poza zasięgiem ukraińskiego uzbrojenia. Dla porównania uzbrojony dron ukraiński, stosowany do ataku na rosyjskie rafinerie ma głowicę z ładunkiem wybuchowym o wadze do 50 kg, podczs gdy typowy Tomahawk przenosi głowicę o wadze niemal pół tony, powodując wielokrotnie większą skalę zniszczeń wybranego celu.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie