Zgodnie z przewidywaniami komisja regulaminowa Sejmu przegłosowała w czwartek 6 listopada wieczorem udzielenie zgody na uchylenie immunitetu poselskiego oraz zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie Zbigniewa Ziobry. Ostateczny głos należy jednak do parlamentarzystów, którzy w trakcie piątkowego posiedzenia będą w tej sprawie głosowali. Biorąc pod uwagę, że koalicja 15 X października ma większość, sprawa wydaje się przesądzona. Były minister sprawiedliwości oglądał transmisję z posiedzenia komisji i nie omieszkał po wszystkim zabrać głosu za pośrednictwem prawicowych telewizji: TV Republika i wPolsce24.
Były szef resortu sprawiedliwości, nad którym ciąży aż 26 zarzutów w tym kierowanie zorganizowana grupą przestępczą, oświadczył, że nie składał wniosku o azyl na Węgrzech, gdzie aktualnie przebywa. Twierdzi, że wyjechał z kraju nie po to, by się ukrywać czy uciekać. Trudno dać jednak wiarę jego tłumaczeniom, bo przeczą temu fakty, działania i sama postawa Ziobry w ostatnich godzinach. To nie pierwszy raz, gdy prominentny poseł PiS mówi jedno, mając usta pełne frazesów, a robi drugie.

Jestem na Węgrzech, nie dlatego, że wyjechałem z Polski, bo dowiedziałem się, że prokuratura podległa i podporządkowana politycznie panu Donaldowi Tuskowi zdecydowała się sformułować w stosunku do mnie fałszywy, oparty na kłamstwach, manipulacjach, wniosek o uchylenie immunitetu celem stawiania zarzutów i aresztowania, ale znalazłem się na Węgrzech dlatego, że od wielu tygodni była planowana konferencja, nomen omen właśnie na temat praworządności w Unii Europejskiej — wyjaśniał na antenie TV Republika Zbigniew Ziobro.
Warto jednak zauważyć, że konferencja, o której mówi poseł PiS, odbyła się już kilka dni temu, teoretycznie więc nic nie stało na przeszkodzie, by mógł wrócić do Polski, czego jednak nie zrobił. Nie uciekłem z Polski, nie wyjechałem z Polski, tylko ta sytuacja zastała mnie na Węgrzech. Dowiedziałem się, że szykowana jest prowokacja, która ma doprowadzić do uniemożliwienia mi ustosunkowania się do zarzutów — tłumaczył pokrętnie bohater afery w Funduszu Sprawiedliwości.
Winą za sytuację, w jakiej się znalazł, czyli pozostanie w Budapeszcie, by uniknąć odpowiedzialności, Ziobro obarczył premiera. Donald Tusk już przesądził na Twitterze, że będę aresztowany, jak wrócę, a dowiedziałem się ze źródeł bardzo wiarygodnych, że jest przygotowywana prowokacja, która miała polegać na tym, że rzekomo na gorącym uczynku mam być zatrzymany na podstawie pomówienia. Ewentualnie doprowadzony do Sejmu. I zadałem sobie pytanie czy to jest możliwe? Zadzwoniłem do kilku kolegów prokuratorów, sędziów, co oni sądzą, czy to jest możliwe? I każdy z nich bez wyjątku, po chwili zastanowienia, powiedział mi, że w tych warunkach, w jakiej jesteśmy, to jest możliwe — snuł swoją opowieść były prokurator generalny.
Tym właśnie tłumaczy decyzję o pozostaniu nad Dunajem, mimo że — jak twierdzi — miał już wykupiony bilet powrotny do Polski. Jednocześnie podkreślił, że zdecydował się przyjąć gościnę od "naszych bratanków Węgrów", którzy zaoferowali mu pomoc w zorganizowaniu sobie najbliższych dni w Budapeszcie. Przed polskim wymiarem sprawiedliwości stoi więc wyjątkowo trudne zadanie, bo pomimo tego, że Ziobro nie wystąpił jeszcze o azyl, to w kraju rządzonym przez Victora Orbana może czuć się bezpiecznie, przynajmniej do kwietnia 2026 roku. Wówczas na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne, które mogą zmieść ze sceny ekipę prorosyjskiego premiera i lidera FIDESZ.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie