
Po II turze wyborów prezydenckich w Polsce atmosfera daleka jest od uspokojenia. W miejsce oczekiwanego wyciszenia pojawiły się kontrowersje, sądowe interwencje i narastające napięcie społeczne. Sąd Najwyższy, po fali zgłoszonych zastrzeżeń, zarządził ponowne przeliczenie głosów w kilku miastach, m.in. w Krakowie, Grudziądzu, Gdańsku, Bielsku-Białej, Katowicach i Tarnowie.
Największy rozgłos zyskała sprawa komisji nr 95 w krakowskiej Krowodrzy.
Po analizie dokumentów sąd rejonowy stwierdził poważną rozbieżność między protokołem a rzeczywistym wynikiem głosowania. Zamiast 1132 głosów na Karola Nawrockiego i 540 na Rafała Trzaskowskiego – było odwrotnie. To nie był jedyny taki przypadek.
W innych komisjach odnaleziono głosy nieważne wśród kart przypisanych do kandydatów, a w niektórych protokoły zawierały błędy mimo poprawnego fizycznego przeliczenia głosów. Sędziowie podkreślali także nieprawidłowości w pakowaniu kart – nieważne, ważne i niewykorzystane często były przechowywane razem, wbrew przepisom.
Wątpliwości budzi również skład niektórych komisji – w wielu z nich zabrakło przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości, podczas gdy większość stanowili reprezentanci wskazani przez Koalicję Obywatelską. W sytuacji, gdy rozstrzyga się przyszłość kraju na najbliższe lata, takie braki personalne mogą budzić uzasadnione pytania – czy to efekt niedopilnowania, czy świadome zaniechanie? Pewne jest jedno: skutki mogą okazać się dalekosiężne.
Zamieszanie wokół wyborów nie ograniczyło się tylko do krajowych realiów. Głos zabrał także George Simion, lider rumuńskiej partii AUR, który napisał na platformie X: „Ten sam scenariusz co w Rumunii” – dołączając komentarz o sytuacji w Polsce.
W kraju komentarzy nie brakuje. Jan Grabiec przypomniał wypowiedź Andrzeja Dudy z 2014 roku, w której obecny prezydent apelował o ponowne przeliczenie głosów:
– Nie ma ważniejszego procesu w demokracji niż wybory. Jeżeli władze są wyłaniane nie w rzetelnych wyborach, to one nie mają legitymacji. To są standardy białoruskie – pisał wówczas Duda.
Dziś, gdy temat powraca, głowa państwa reaguje znacznie bardziej emocjonalnie. W mediach społecznościowych opublikował wpis:
– Uwaga! Jest wrażenie, że postkomuniści do spółki z liberalno-lewicowymi chcą przekręcić ostatnie, rozstrzygnięte już wybory prezydenckie w Polsce i odebrać nam wolność wyboru. Nie dajmy się!.
Z kolei premier Donald Tusk zareagował spokojniej, choć również jednoznacznie. W swoim komentarzu odwołał się do zapisów Konstytucji, podkreślając wagę zaufania obywateli do uczciwości wyborów. Zachęcił wyborców do korzystania z prawa składania protestów – powołując się przy tym na art. 129 ust. 2 Konstytucji, gwarantujący możliwość zakwestionowania ważności wyborów przed Sądem Najwyższym.
Nie dziwi więc, że coraz więcej mówi się o rosnącej liczbie głosów nieważnych. Część wyborców w ten sposób manifestuje zmęczenie powtarzającym się konfliktem między dwiema dominującymi siłami – PO i PiS. Frustracja przekłada się nie tylko na nastroje społeczne, ale i na decyzje przy urnach. „Ile razy można wybierać między tym samym?” – to pytanie powtarza się coraz częściej.
Swoją opinię przedstawił także publicysta Agaton Koziński, który podkreślił, że cała inicjatywa ponownego przeliczania głosów ma przede wszystkim wymiar polityczny. –
To próba konsolidacji Platformy Obywatelskiej i próba wytłumaczenia sobie przegranej – ocenił. Jego zdaniem, nawet jeśli kilka tysięcy głosów zostało źle policzonych, nie zmieniłoby to wyniku wyborów. – Ale podważanie uczciwości procesu wyborczego niesie poważne konsekwencje – uderza w autorytet instytucji i samego aktu głosowania.
Z kolei Bartosz Wieliński z Gazety Wyborczej przyznał: „Nie twierdzę, że wybory zostały sfałszowane, ale liczba niejasności i błędów sprawia, że ponowne przeliczenie głosów staje się sprawą racji stanu.”
Niepokój rośnie tym bardziej, że 6 sierpnia – dzień zaprzysiężenia nowego prezydenta – zbliża się wielkimi krokami. Czy do tego czasu uda się rozwiać wszystkie wątpliwości? Historia przypomina nam choćby wybory samorządowe z 2014 roku, gdy liczba głosów nieważnych sięgała 20 procent. Wtedy jednak nie mówiło się tak głośno o potrzebie ponownego liczenia.
Stawka tych wyborów nie ogranicza się tylko do urzędu prezydenta. Dla obecnej koalicji rządzącej to polityczne być albo nie być. Trzecia Droga – projekt, który miał być świeżym oddechem – wyraźnie gubi kierunek. Choć Szymon Hołownia zapewnia o poparciu dla rządu, trudno dziś przewidzieć, jak długo to poparcie się utrzyma i z kim będzie kontynuowane. Partia walczy o przetrwanie, a decyzje podejmowane są raczej z myślą o sobie niż o stabilności koalicji.
Zaufanie obywateli do wyborów stało się dziś kluczowym tematem debaty publicznej. Tu nie chodzi wyłącznie o cyfry i protokoły – chodzi o poczucie, że każdy głos ma znaczenie. Bez tego żadna władza nie ma prawdziwej legitymacji. A choć kampania się zakończyła, atmosfera nie daje odpocząć – także zwykłym obywatelom.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie