
Przed wyborami prezydenckimi Ruch Kontroli Wyborów, w pełni kontrolowany przez PiS, zorganizował szkolenie, na który pokazano, jak fałszować zaświadczenia do głosowania. Marcin Dybowski przyznał, że łamiąc prawo, oddał dwa głosy na kandydata PiS w ramach "prowokacji" kserując oryginalne zaświadczenie i naklejając na nim kupiony w serwisie Allegro fałszywy hologram.
Szkolenie odbyło się w budynku należącym do kancelarii Sejmu RP. Było jednym z wielu, które organizowało stowarzyszenie Ruch Kontroli Wyborów zrzeszające działaczy i byłych kandydatów PiS oraz członków skrajnie prawicowych organizacji, jak m.in. kółka różańcowe Radia Maryja i klubów Gazety Polskiej.
Wspomniane szkolenie było jednym z wielu, które organizował RKW. Na spotkanie zostali zaproszeni politycy PiS oraz Konfederacji. Na nagraniu, które udostępniono w sieci wyraźnie widać Marka Jakubiaka i Krzysztofa Bosaka.
Cykliczne wydarzenia organizowane przez Dybowskiego miały dwa główne cele – obsadzenie jak największej liczby komisji wyborczych działaczami PiS oraz nieformalne wdrożenie nieautoryzowanej aplikacji Dariusza Mateckiego, która archiwizowała i przetwarzała bezprawnie pozyskane wrażliwe dane tysięcy wyborców, w tym numery PESEL.
Marcin Dybowski podczas spotkania w budynku U, gdzie zazwyczaj swoją pracę wykonują członkowie sejmowych komisji śledczych, zaprezentował skserowane przez siebie zaświadczenie do głosowania. Kopia wykonana była w profesjonalny sposób.
Na każdym oryginalnym dokumencie wydanym przez urząd miasta widnieje naklejka homologacyjna, która w teorii pozwala członkom komisji wyborczych zweryfikować autentyczność dokumentu. Zabezpieczenie to z założenia powinno stanowić realną barierę przed dokonaniem oszustwa, jednak obejście tego znanego od lat rozwiązania nie stanowiło dla Dybowskiego najmniejszego problemu.
Dybowski związany z obozem Zjednoczonej Prawicy, przed kamerą pokazuje, jak w banalny sposób można podrobić zaświadczenie o prawie do głosowania – dokument umożliwiający oddanie głosu poza miejscem zameldowania.
– Już naprawdę mam tego dosyć, po dziurki w nosie – mówi, wyjmując hologram zamówiony z Allegro.
W popularnym serwisie aukcyjnym zamówił kilkaset sztuk podrobionych naklejek, bo jak przyznał "nie jest bogaty i na więcej pieniędzy nie było go stać".
Na nagraniu widzimy, jak autor pokazuje gotowe hologramy, które – jak twierdzi – można bez problemu kupić online. Firma wykonująca hologramy nie pytała go o żadne uprawnienia, nie żądała potwierdzeń, nie weryfikowała zlecenia.
– Mógłbym sobie dowolną ilość tych hologramów zamówić. No ale za bogaty nie jestem – mówi, podkreślając, że choć zamówił tylko kilkaset, nic nie stało na przeszkodzie, by kupić znacznie więcej.
W dalszej części nagrania prezentuje zaświadczenie z poprzednich wyborów – z 2020 roku – które sam kiedyś otrzymał. Pokazuje jego kopię oraz sposób, w jaki można nałożyć nowy hologram w miejsce starego. Całość wygląda wiarygodnie – zwłaszcza dla osób obsługujących komisje wyborcze, które nie mają narzędzi ani kompetencji, by odróżniać podróbki od oryginałów.
– Ja z tym zaświadczeniem poszedłem. I co? I zagłosowałem – przyznaje, pokazując, jak łatwo można wykorzystać taki dokument.
Eksperyment, który opisuje, był przeprowadzony w ramach działalności Ruchu Kontroli Wyborów, ale nie w celu zgłoszenia nieprawidłowości do Państwowej Komisji Wyborczej – lecz raczej jako "demonstracja możliwości". Brzmi to jak zły żart – ale jest niepokojąco prawdziwe.
Jest tak, ponieważ nasze państwo najwyraźniej kuleje, gdy musi wziąć na swoje barki ciężar ponad 30 tysięcy protestów wyborczych, których autorzy domagają się gremialnie ponownego przeliczenia głosów. Nie tylko kuleje, ale pokazuje swoją niemoc wobec drukarni oferującej w sieci fałszywe hologramy, stowarzyszenia, które instruuje, jak fałszować urzędowe dokumenty oraz polityków dumnie wspierających ruch, który święto demokracji zamienił w festiwal przerzucania się odpowiedzialnością za dyletanctwo służb oraz Państwowej komisji Wyborczej.
Cała sprawa obnaża gigantyczną lukę w systemie wyborczym. Zaświadczenia, które mają gwarantować jednorazowe prawo do głosowania poza miejscem zamieszkania, można – według relacji – powielić i podrobić za pomocą prostych środków: kolorowej drukarki, plastiku, ogólnodostępnych hologramów i braku realnej kontroli.
Odpowiedź na oczywiste pytanie o to, w jakim celu karty do głosowania zgodnie z ustawą przechowywane są aż 5 lat jest oczywista. Aby stwarzać pozory demokracji. Realny koszt ponownego przeliczenia wszystkich głosów, to około 10 milionów złotych zakładając, że stawka godzinowa każdej z osób zaangażowanej w tę procedurę plasowałaby się na poziomie około 100 złotych brutto.
Póki co kwita 10 milionów złotych dla dużej części klasy politycznej wydaje się zbyt wygórowaną ceną za demokrację.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie