
Do stołecznego szpitala trafiła dwójka dzieci w wieku 9 lat z obawami silnego zatrucia. Jak się dowiadujemy chodzi o toksyczny preparat do tępienia gryzoni, którego używał rolnik w powiecie płońskim. Nie wiadomo natomiast w jakich okolicznościach dzieci miały kontakt z trutką na szczury. Dorośli domownicy mają się dobrze, niestety stan chłopca i dziewczynki jest bardzo poważny. Sprawą zajęła się prokuratura, która prowadzi dochodzenie. Śledczy chcą ustalić czy zatruły się w budynku gospodarczym, gdzie rolnik przechowywał truciznę do deratyzacji czy np. na polu.
Na tym etapie śledztwa dochodzeniowcy zakładają, że do tragedii doszło raczej na otwartym trenie, gdzie był rozsypany preparat, z którego uwalniały się silnie trujące gazy. Bardzo możliwe, że właśnie to miejsce dzieci wybrały sobie do zabawy. Z kolei rolnik broni się, twierdząc, że ma wszystkie niezbędne certyfikaty, uprawniające go do posługiwania się trującą substancją, ale jak dotąd nie przedstawił prokuratorowi uwiarygadniających jego zeznanie dokumentów. Co ciekawe w wyjaśnieniu okoliczności tej tragedii może pomóc fakt, że początkowo objawy zatrucia zauważono u jednego z dzieci, a dopiero po upływie doby u drugiego.
Podczas gdy dzieci pozostają pod opieką lekarzy w stołecznym, bardzo nowoczesnym szpitalu przy ul. Żwirki i Wigury prokuratura w Płońsku próbuje wyjaśnić wszelkie okoliczności tego zdarzenia, co potwierdza prokurator Ewa Ambroziak. Rolnika obciąża fakt, że mimo wydanego pozwolenia na zastosowanie w swoim gospodarstwie silnie trującej substancji nie przewidział, że ten preparat może wydzielać różnego rodzaju toksyczne gazy. Policja, zanim powiadomiła prokuraturę, wstępnie zakwalifikowała to zdarzenie jako narażenie dzieci na poważny uszczerbek na zdrowiu lub bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
To zarzut, który zagrożony jest wyrokiem pozbawienia wolności do lat trzech. Potwierdza to komisarz Kinga Drężek-Zmysłowska, rzeczniczka prasowa płońskiej policji. Chodzi o artykuł 160 Kodeksu Karnego, ale funkcjonariuszka nie wyklucza, że w trakcie postępowania kwalifikacja czynu może jeszcze ulec zmianie, więc nic nie jest jeszcze przesądzone, a dalsze czynności zależne są już od prokuratury. Dziwić może jedynie fakt, że choć do zdarzenia doszło w niedzielę, to służby zostały powiadomione dopiero, gdy dwójka 9-latków trafia do Szpitala Południowego. Można więc założyć, że policję powiadomili lekarze po diagnozie dzieci i umieszczeniu ich na oddziale. Takie są po prostu procedury, jeśli lekarze dochodzą do wniosku, że do tragedii przyczyniły się osoby trzecie.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie