Mój dziadek nie ma ulicy swojego imienia. Nie ma też grobu. Był technikiem od urządzeń rentgenowskich. W 1938 roku, jako czołgista Wojska Polskiego, brał udział w haniebnej agresji na Czechosłowację. Rok później urodziła mu się córka – moja matka. Po bombardowaniach oblężonej we wrześniu 1939 roku stolicy z ul. Śliskiej, gdzie teraz stoi PKiN przenieśli się na Dobrą. Miał fach w ręku, więc żył nadzieją na przetrwanie okupacji i ocalenie rodziny.
Miał fach w ręku, więc żył nadzieją na przetrwanie okupacji i ocalenie rodziny. We wrześniu 1944 roku, w trakcie powstania, został złapany przez Niemców. Trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau. Został tam wykończony dokładnie tydzień przed wyzwoleniem obozu przez armię amerykańską – 29 kwietnia 1945 roku.
Nie miał szans wrócić. Został tylko akt zgonu, czekający na mnie w magistracie w Dachau. Niemiecka precyzja. Taka sama jak ta, którą kierowano się przy metodycznym wymordowaniu Warszawy.
Do walki stanęło około 36 tysięcy żołnierzy AK, z czego zaledwie kilkanaście tysięcy było realnie uzbrojonych. Posiadali 2500 karabinów, 660 pistoletów maszynowych, 145 ręcznych karabinów maszynowych, 20 ciężkich karabinów maszynowych, 25 działek przeciwpancernych i granatników, 2 działa, 40 moździerzy i około 25 tysięcy granatów, w dużej części produkcji własnej.
Przeciwko nim stanęły doświadczone jednostki Wehrmachtu, SS i policyjne formacje specjalne, wyposażone w czołgi, miotacze ognia, artylerię i wsparcie lotnicze.
W wyniku decyzji garstki ludzi zginęło około 18 tysięcy powstańców i ok. 200 tysięcy cywilów. Więcej niż w Hiroszimie, gdzie śmierć przyszła nagle, z jednej eksplozji. W Warszawie była rozciągnięta w czasie, bolesna i planowa.
Miasto zostało unicestwione. 85 procent zabudowy lewobrzeżnej Warszawy legło w gruzach, dziesiątki tysięcy mieszkań zostało spalonych, archiwa, biblioteki i dzieła sztuki przepadły bezpowrotnie. Ponad 500 tysięcy mieszkańców stolicy wypędzono z domów, wielu z nich wysłano do obozów koncentracyjnych lub obozów pracy przymusowej.
Ci, którzy zdecydowali o rozpoczęciu powstania, zrobili to z pobudek czysto politycznych. Liczyli na wejście Armii Czerwonej, która miała rzekomo pomóc, oraz na reakcję aliantów zachodnich. Mylili się. I ten błąd kosztował życie dziesiątki tysięcy ludzi.
Odpowiedzialność ponoszą gen. Tadeusz Komorowski "Bór", płk Antoni Chruściel "Monter", gen. Leopold Okulicki "Niedźwiadek", Jan Stanisław Jankowski – Delegat Rządu na Kraj, a także polityczni zwierzchnicy rządu londyńskiego, z premierem Tomaszem Arciszewskim i gen. Kazimierzem Sosnkowskim.
To byli oficerowie, którzy z pełną świadomością wysłali młodych ludzi – wielu z nich niemal bez broni – na rzeź.
Przez dekady próbowano z tej decyzji uczynić mit założycielski powojennej tożsamości. Opowieść o honorze, bohaterstwie, wielkiej ofierze. Ale coraz trudniej ukrywać prawdę, którą znało wielu – także ci, którzy przeżyli.
Jednym z nich był prof. Jan M. Ciechanowski, uczestnik powstania, historyk, autor książki „Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego i wojskowego”. To nie kolejna romantyczna narracja, ale jedyne w Polsce rzetelne opracowanie oparte wyłącznie na dokumentach – meldunkach, raportach, protokołach, źródłach wojskowych i politycznych.
Ciechanowski zdemaskował tragiczny mit. Pokazał krok po kroku, jak powstanie zostało przygotowane bez realnego planu militarnego, wbrew logice wojskowej, w całkowitym oderwaniu od sytuacji międzynarodowej.
Czytając jego książkę po raz pierwszy, jeszcze jako nastolatek, poczułem gniew. Potem smutek. Na końcu – ulgę, że ktoś wreszcie nazwał rzeczy po imieniu.
W mojej rodzinie po powstaniu nie było ani chwały, ani medali, ani wspomnień o barykadach. Był tylko ból, akt zgonu z obozu i nieobecność, utrata wszelkiego majątku i miejsca do życia.
Warszawa zginęła nie dlatego, że musiała. Zginęła, bo ktoś zapragnął symbolu. Ale symbole nie grzebią zmarłych, nie odbudowują domów, nie przywracają ojców.
Warszawa była miastem. A z miasta zrobiono mit. I z tego mitu nigdy nie wrócił mój dziadek, czego skutki moja rodzina odczuwała przez dziesięciolecia.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie