
Kilka tygodni temu w Warszawie otworzyła się pierwsza w Polsce przychodnia aborcyjna AboTak. Od pierwszych dni działalności mierzy się nie tylko z ogromnym zainteresowaniem i wsparciem ze strony kobiet, ale też – niestety – z brutalnymi atakami ze strony środowisk skrajnie prawicowych i katolickich. Pracownice przychodni – jak mówią – codziennie boją się o swoje bezpieczeństwo. Ostatnio ich siedzibę oblano żrącym i niebezpiecznym kwasem.
Pomimo wielu trudności i nieustannych ataków agresywnych prawicowych fundamentalistów przychodnia cały czas działa, a medyczki pomagają kobietom. Jest tak też w czasie majówki, gdy spotkałem się z jedną z nich, by usłyszeć i zrozumieć, jak wygląda ich codzienna praca.
– Od samego początku borykamy się z problemami. Chodzi o katotalibów, fundamentalistów religijnych i ruchy pro-life, które nie pozwalają nam spokojnie pracować, mimo że nie robimy niczego złego – mówi nam na wstępie Emilia Niemiec z AboTak.
Mariusz Gzyl: Dziś jesteśmy w AboTak – pierwszej w Polsce przychodni aborcyjnej. Miejsce to działa zaledwie od kilkunastu tygodni, a już stało się celem nieustających ataków. Co dokładnie się dzieje?
Emilia Niemiec z AboTak: Od samego początku mamy do czynienia z przemocą ze strony środowisk fundamentalistycznych – głównie powiązanych z ruchem pro-life, PiS, Konfederacją czy ludźmi pokroju Grzegorza Brauna. Nasze drzwi były dwukrotnie oblane kwasem. W marcu i ponownie kilka dni temu. Policja? Przyjęła zgłoszenie. Tyle.
MG: To brzmi jak realne zagrożenie dla życia i zdrowia…
EM: Tak, i niestety nie jest to przesada. Kwas masłowy ma właściwości drażniące – skórę, drogi oddechowe.Sprzątałam po ostatnim ataku i po dwóch dniach zaczęłam mieć zawroty głowy, mdłości, problemy z koncentracją. To samo mogłoby się stać komuś z ulicy – dziecku, starszej osobie, nawet zwierzęciu. Ale policja nie traktuje tego poważnie.
MG: Z jednej strony ataki chemiczne, z drugiej – codzienne szykany. Co się dzieje przed przychodnią?
EM: Protesty. Codziennie. Czasem jest ciszej, ale najczęściej dochodzi do krzyków, gróźb, hałasu przekraczającego 120 decybeli. To więcej niż młot pneumatyczny. Są banery z rozczłonkowanymi płodami, choć dzieci z pobliskiego przedszkola i szkoły to widzą. Policja? Reaguje… odpowiedzią, że „nic nie może zrobić”.
MG: A miasto? Władze Warszawy?
EM: Wysłaliśmy dziesiątki pism. Spotykałyśmy się z urzędnikami. Rozmawiałyśmy z wiceprezydentką Aldoną Machnowską. Efekt? Zero. Usłyszałam nawet: „przecież już ktoś od was był”. Czyli jedna kobieta wystarczy za całą społeczność? Czy to naprawdę tak ma wyglądać dialog społeczny?
MG: Wspomniała Pani, że ataki nie mają nic wspólnego z wiarą?
EM: Absolutnie. Nie przeszkadzają nam osoby, które przychodzą modlić się cicho pod naszym oknem. Mam szacunek do osób wierzących. Ale ci, którzy atakują nas słownie, oblewają kwasem, puszczają syreny, wyzywają od „morderczyń” – to nie są ludzie wierzący. To są terroryści.
MG: Czy któraś z partii politycznych lub polityków wyraziła wsparcie?
EM: Tak. Posłanki Lewicy – Magdalena Biejat i kilka innych – faktycznie pomogły nam zapewnić na chwilę ochronę policyjną. Ale rząd? Premier Tusk? Rafał Trzaskowski? Nie widzieliśmy ich tu nigdy. A to przecież prezydent Warszawy. Zamiast realnych działań mamy tylko ładne słowa w mediach.
MG: Czy grozi wam eskalacja?
EM: Boimy się, że kolejnym krokiem może być koktajl Mołotowa. Naprawdę. Przecież benzyna jest na każdej stacji, butelki każdy ma w domu. To nie są żarty. Pytamy wprost: czy musi dojść do tragedii, żeby ktoś zareagował?
MG: Czy rozważacie podjęcie kroków prawnych?
EM: Na razie chcemy po prostu działać. My nie jesteśmy polityczkami. Jesteśmy medyczkami. Chcemy pomagać kobietom w trudnej sytuacji. Ale jeśli będzie trzeba – poszukamy kancelarii i zaczniemy walkę również w sądzie. Tylko że to znowu będzie czas i energia zabrana z naszej pracy.
MG: Jak wyglądają aborcje, które tu się wykonuje?
EM: Najczęściej to aborcje farmakologiczne, zgodne z zaleceniami WHO. Kobieta sama zamawia tabletki, np. z Holandii, i przychodzi do nas po wsparcie. Aborcja w Polsce jest legalna – jeśli kobieta sama ją wykona. Tylko za pomoc grozi dziś kara. Dlatego podkreślamy: niech kobieta sama zamówi leki, sama zrobi przelew. My jesteśmy po to, by ją wspierać.
MG: Pomagacie również nieletnim?
EM: Pomagamy każdej osobie, która się do nas zgłosi. Odpowiem dyplomatycznie – nie zostawimy nikogo bez pomocy.
MG: Czy czuje Pani wsparcie społeczne?
EM: Ogromne. Codziennie dostajemy wiadomości od kobiet z całej Polski. „Dziękujemy, że jesteście”, „Dzięki wam nie zostałam sama”. To nas trzyma. To i poczucie misji. Bo nikt nie powinien być karany za chęć pomocy drugiemu człowiekowi.
MG: Na koniec – czego Pani życzyłaby sobie najbardziej?
EM: Spokoju. I bezpieczeństwa. Chciałabym, żebyśmy mogli po prostu robić swoje – bez kwasu, bez syren, bez wyzwisk i strachu.
MG: Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę siły i – mimo wszystko – spokoju.
EM: Dziękuję. My się nie poddamy.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie